Tag: podróże

BBS #0037: Mylneryki, pięta i kot – czyli rok 2019 w pigułce

Nie masz czasu czytać tego wpisu, to go posłuchaj! Tutaj albo w postaci podcastu Biznesu Bez Stresu dostępnego we wszystkich rozgłośniach od Apple po Spotify i YouTube!

BBS2019Zwykle moje podsumowanie roku dotyczy tylko osiągnięć sportowych, ale dwa tysiące dziewiętnasty był inny. Zdominowała go praca nad książką „Mylneryki. Ilustrowany katalog błędów, skłonności i złudzeń poznawczych”. Jestem z niej naprawdę dumny! Nikt przede mną nie połączył w jednej publikacji psychologii, poezji, wiedzy encyklopedycznej, humoru i stylowych ilustracji. Internetową sprzedaż „Mylneryków” już zakończyłem, ale ebook z fragmentami wciąż jest dostępny. A jeśli chcesz zamówić co najmniej 100 egzemplarzy, żeby rozdać je swoim klientom, to… da się to załatwić.

Moja satysfakcja z wydania tej książki opiera się na trzech filarach:

Czytaj dalej…

Uberyzacja

ziarnkaTak, to był wspaniały tydzień! GTD Summit był niezwykłym wydarzeniem, którego nigdy nie zapomnę. Bo ile w życiu masz okazji do tego, żeby w bezpośredniej rozmowie opowiadać o swojej nowej książce amerykańskiej astronautce (Cady Coleman), która odbyła trzy misje kosmiczne o łącznym czasie trwania 180 dni 3 godziny 59 minut i 10 sekund? Ale nie o tym jest dzisiejszy wpis, lecz o uberyzacji.

Czytaj dalej…

Raz na 10 lat!

GTDDAYTo będzie wspaniały tydzień! Wyjeżdżam do Amsterdamu na drugi w historii GTD Summit – światową konferencję entuzjastów metody Getting Things Done. Znów spotkamy się w gronie ludzi, którzy uważają, że problemy nie istnieją, Są tylko Projekty i Najbliższe Działania, które służą do zmiany rzeczywistości z takiej, jaką jest, w taką, jaką być powinna. Pierwszy GTD Summit odbył się w marcu 2009 roku w San Francisco. Swoje wrażenia z podróży, uczestnictwa w konferencji oraz zwiedzania Kalifornii i Nevady relacjonowałem wówczas na bieżąco w kolejnych wpisach:

Czytaj dalej…

KlubBBS: Po szwajcarsku

BBS150GBSankt Moritz. Jest minuta po jedenastej. Z nieba leją się strumienie wody. To pierwszy deszczowy dzień podczas naszego tygodniowego pobytu w Szwajcarii. A zarazem ostatni – wracamy do Zurychu i odlatujemy do Polski. Czerwona, sekundowa wskazówka dworcowego zegara majestatycznie zatrzymuje się na godzinie dwunastej, wskazówka minutowa przeskakuje na drugą minutę po jedenastej i pociąg rusza. Nie „za dwie” i nie „siedem po”, ale dokładnie o 11:02. Niezawodnie, powtarzalnie, z regularnością, która po kilku dniach dla wielu przybyszów staje się nieznośna.

Czytaj dalej…