Tag: stres

BBS #0068: Drzewo Stresów

Nie masz czasu czytać tego wpisu? To go posłuchaj! Tutaj albo w postaci podcastu Biznesu Bez Stresu dostępnego we wszystkich rozgłośniach od Apple po Spotify i YouTube!

DRZEWOKariera Andrzeja wystrzeliła niczym bambus w wietnamskiej dżungli. Pracował w świetnie prosperującej firmie, która sowicie wynagradzała jego zręczność w rozwiązywaniu pojawiających się problemów. Był w tym dobry – nawet po powrocie do domu nie przestawał myśleć o biznesowych gnomach, które codziennie stawały na jego drodze. I nic dziwnego, że – zaaferowany swoimi potyczkami z rzeczywistością – nie poczuł coraz dotkliwszego chłodu, który zaczął przenikać jego serce i serca najbliższych mu osób…

Czytaj dalej…

Zajrzyj za kulisy!

Leo Babauta napisał ważny tekst „The Miracle of Suspending Mis-Belief” [zenhabits.net], który pozwoliłem sobie dość dowolnie przetłumaczyć i niniejszym udostępniam.

Czyż nie byłoby cudownie, gdybyś mógł rozpuścić swoje lęki, niepokój, stres, frustrację i złość, tak jak cukier rozpuszcza się w herbacie? I dokonać tego tylko za pomocą niewielkiej zmiany nastawienia?

Być może odpowiedź kryje się w sposobie, w jaki odbieramy filmy wyświetlane na srebrnym ekranie lub w telewizji.

Wczoraj wieczorem oglądałem z dziećmi trylogię „Władca pierścieni” i w pewnym momencie moja 9-letnia córeczka powiedziała, że niektóre sceny ją przerażają. Zacząłem jej tłumaczyć, że przecież to tylko aktorzy i czy to nie zabawne, że się tak poprzebierali, żeby nam opowiedzieć tę historię. Zaglądając z nią za kulisy filmu, próbowałem pomóc jej „rozpuścić” strach, który ją opanował.

Zadziwiające, ale okazuje się, że takie podejście działa również w stosunku do wszystkich innych obaw i nieprzyjemnych uczuć, które na co dzień nas nawiedzają. Wystarczy, że wówczas zajrzymy za kulisy filmu, który wyświetla się w naszej głowie.

Pomyśl tylko: kiedy oglądasz film, nie zaglądasz za kulisy. Wiesz, że to wszystko jest udawane, ale na 90 minut postanawiasz o tym fakcie zapomnieć. Chcesz wierzyć w to, co widzisz. Dzięki temu film może cię poruszyć, wycisnąć twoje łzy, oburzyć, przestraszyć lub przynieść ci satysfakcję przeżywania dramatycznego zwrotu akcji. Czasami jednak narracja cię nie wciąga, aktorzy są nieprzekonujący, a efekty specjalne kiepskie. Wówczas magia kina nie działa i widać tylko kulisy.

W naszym pozakinowym życiu nieustannie wierzymy w filmy, które wyświetlają się w naszych umysłach. Myśląc o czyjejś nieuprzejmości, widzimy opowieść o sobie w roli głównej i o tej drugiej osobie jako „czarnym charakterze”, który wyrządza nam krzywdę. Gdy ktoś nie kocha nas tak, jakbyśmy tego chcieli, wierzymy, że to komedia romantyczna, w której ta druga osoba powinna ulec naszemu urokowi i związać się z nami na dobre i na złe. To dzieje się bez przerwy – cała nasza złość, stres, smutek i depresje wynikają z opowieści o otaczającym nas świecie, które snujemy w swoich głowach.

Tymczasem nie jesteśmy pępkiem świata i to, co się dzieje wokół nas, nie jest tak naprawdę fragmentem „naszej opowieści”. Po prostu „się dzieje”. Bardzo często przypadkowo, ale my, żeby zapanować nad tym chaosem, staramy się przypisać wydarzeniom jakiś logiczny porządek. Tworzymy narracje tam, gdzie ich wcale nie ma. Wydaje nam się, że kimś powodują złe intencje, gdy w rzeczywistości ta osoba tylko snuje swoją opowieść.

Jak sobie z tym poradzić? Tak, jak podczas oglądania filmu. Kiedy przestajemy wierzyć w opowieść i zaglądamy za kulisy, widzimy jedynie ruchome obrazy stworzone z rekwizytów, kostiumów, scenografii, efektów specjalnych, scenariusza, oprawy dźwiękowej oraz innych elementów. Zaczynamy dostrzegać świat X muzy taki, jakim jest, i nie odczuwany już bólu, gniewu czy strachu.

Kiedy dopadają nas negatywne emocje, możemy przestać wierzyć filmowi wyświetlającemu się w naszej głowie, zajrzeć za kulisy i dostrzec rzeczywistość, która tak naprawdę składa się tylko z fizycznych obiektów poruszających się wokół nas. Atomów, cząsteczek, żywych organizmów i ludzi, którzy potrafią mówić i tworzyć. Nie są częścią opowieści – po prostu „są”. Odwiązując się od błędnego przeświadczenia, że to wszystko jest spójną intrygą, możemy pozbyć się związanych z nią obaw, gniewu i frustracji.

Dlatego, gdy jesteś zestresowany, smutny lub zły, nie rób sobie wyrzutów – każdego to dopada. Ale uświadom sobie, że, jeśli tylko zechcesz, możesz przestać wierzyć w spisek rzeczywistości i zajrzeć za jej kulisy.

Zapasowa głowa

Lego Head

W kwietniowym numerze Productive! Magazine znajdziesz jeden z moich najważniejszych artykułów na temat metody Getting Things Done (GTD) Davida Allena. A właściwie na temat tego, czego w tej metodzie nie ma: Zapasowa głowa – brakujący element GTD.

Na zachętę – fragment:

Wydawać by się mogło, że powyższa procedura obejmuje wszystkie rodzaje spraw, które powinieneś wyrzucić ze swojej głowy, aby uwolnić ją od natrętnych myśli krępujących kreatywność. Niestety tak nie jest.

  1. „Naharowałem się przy tym przedsięwzięciu, a szef nawet tego nie zauważył.”
  2. „Ślęczałem nad oprogramowaniem, a moi wspólnicy kupowali sobie samochody służbowe.”
  3. „Czy on mnie jeszcze kocha?”

Te trzy przykłady reprezentują całą klasę myśli kłębiących się w Twojej głowie. Myśli, których metoda GTD nie rozumie, a które skutecznie zagracają Twój umysł. Nie da się ich po prostu wyrzucić, nie warto chować ich do archiwum i, ani teraz, ani później, nie da się ich załatwić.

Przecież nic rozsądnego nie osiągniesz, wpisując na listę Najbliższych Działań „powiedzieć szefowi, żeby mnie pochwalił”, „nawymyślać wspólnikom” albo „spytać, czy mnie jeszcze kocha”. To nie ma sensu.

Co zatem czynić z myślami zrodzonymi z emocji, z którymi nic nie da się zrobić?

Wrzucić do zapasowej głowy!

Nienazwane króliki

Ponad trzy lata temu (jak ten czas leci…) we wpisie Nazywanie rzeczy napisałem:

GTD (Getting Things Done) Davida Allena to prosty zestaw zaleceń, których głównym celem jest skłonienie nas do nazwania rzeczy i spraw oraz wyznaczenia im właściwego miejsca w naszej czasoprzestrzeni. Ulga, jaką wówczas odczuwamy, to nic innego, jak wolność od niepokoju i od strachu przed nieznanym. W takim zakresie, w jakim jest to tylko możliwe.

Ostatnio usłyszałem następującą złotą myśl, która dotyczy tej samej kwestii:

Nazywając rzeczy, bierzesz je w posiadanie. Do momentu nazwania to one są twoim właścicielem.

Podobno z tego powodu członkowie niektórych plemion indiańskich nie wyjawiają nieznajomym swoich imion. Uważają, że jeśli potrafiłbyś ich nazwać, straciliby wolność i zaczęli należeć do ciebie.

Można też jeszcze inaczej spojrzeć na tę sprawę:

Każda nienazwana rzecz ma dla twojego umysłu nieskończoną liczbę potencjalnych znaczeń, których mnogość jest źródłem uczucia przytłoczenia.

To dlatego nieopisany segregator stojący na twojej półce budzi niepokój, a opisany daje ci poczucie panowania nad własnym życiem.

Otrzymany e-mail ma wiele potencjalnych znaczeń, dopóki nie wybierzesz jednego z nich. Te potencjalne znaczenia mnożą się w twojej głowie jak króliki, wypełniając całą przestrzeń i nie pozostawiając miejsca na prawdziwe, twórcze myślenie.

A zatem:

Wybierz jednego ładnego królika, a resztę rozpędź na cztery wiatry! Niech sobie hasają na wolności, a nie w twojej głowie!