Ponad trzy lata temu (jak ten czas leci…) we wpisie Nazywanie rzeczy napisałem:
GTD (Getting Things Done) Davida Allena to prosty zestaw zaleceń, których głównym celem jest skłonienie nas do nazwania rzeczy i spraw oraz wyznaczenia im właściwego miejsca w naszej czasoprzestrzeni. Ulga, jaką wówczas odczuwamy, to nic innego, jak wolność od niepokoju i od strachu przed nieznanym. W takim zakresie, w jakim jest to tylko możliwe.
Ostatnio usłyszałem następującą złotą myśl, która dotyczy tej samej kwestii:
Nazywając rzeczy, bierzesz je w posiadanie. Do momentu nazwania to one są twoim właścicielem.
Podobno z tego powodu członkowie niektórych plemion indiańskich nie wyjawiają nieznajomym swoich imion. Uważają, że jeśli potrafiłbyś ich nazwać, straciliby wolność i zaczęli należeć do ciebie.
Można też jeszcze inaczej spojrzeć na tę sprawę:
Każda nienazwana rzecz ma dla twojego umysłu nieskończoną liczbę potencjalnych znaczeń, których mnogość jest źródłem uczucia przytłoczenia.
To dlatego nieopisany segregator stojący na twojej półce budzi niepokój, a opisany daje ci poczucie panowania nad własnym życiem.
Otrzymany e-mail ma wiele potencjalnych znaczeń, dopóki nie wybierzesz jednego z nich. Te potencjalne znaczenia mnożą się w twojej głowie jak króliki, wypełniając całą przestrzeń i nie pozostawiając miejsca na prawdziwe, twórcze myślenie.
A zatem:
Wybierz jednego ładnego królika, a resztę rozpędź na cztery wiatry! Niech sobie hasają na wolności, a nie w twojej głowie!