Tag: ai

Sztuczna manipulacja

ZAUFTECH-150x150Już 10 lat temu ostrzegałem! W częściowo prześmiewczym artykule „Strzeż się Czerwonego Szlaczka” zwracałem uwagę, jak mechanizmy, które nazywamy sztuczną inteligencją, mogą w skryty sposób przejąć nad nami władzę. Na razie nie władzę w postaci fizycznej, ale informacyjnej. Dziś, kiedy słynny ChatGPT staje się ogólnoświatową wyrocznią i źródłem wszelkiej wiedzy, sytuacja przestaje być śmieszna. To nie żadne strachy na Lachy i już wyjaśniam, w czym tkwi problem.

Czytaj dalej…

Jak blisko śmierć…

TIR grozy

Jak blisko śmierć musi przejść obok nas,
By człowiek zrozumiał swój los?

To pytanie zadał Andrzej Bianusz w polskim tłumaczeniu tekstu słynnego przeboju Boba Dylana „Blowin’ in the Wind”.

Ja też sobie je ostatnio zadałem, gdy o sekundę spóźniłem się na spotkanie z łamiącym wszelkie przepisy i zdrowy rozsądek, rozpędzonym tirem. Na animacji, którą widzisz powyżej, jadę zielonym samochodem po swoim pasie, a czerwony tir mknie na wprost, nie zważając, że jego pas ruchu się w tym miejscu kończy. Gdybym był odrobinę szybszy, zostałbym staranowany albo zrolowany pod jego naczepą…

Na szczęście tak się nie stało i bezpiecznie wróciłem do domu. A tam odkryłem niezwykły, szokujący, brytyjski serial „Black Mirror”, który podrzuca do przemyślenia dylematy etyczne związane z kierunkiem rozwoju naszej cywilizacji.

Odcinek „Be Right Back” prowokuje do rozważań, co by było, gdyby zaoferowano usługę kontaktu ze zmarłymi osobami. A właściwie nie ze zmarłymi osobami, ale z ich symulatorami stworzonymi na podstawie wszystkich materiałów, które te osoby zamieściły w internecie. Na ile odtworzony sposób wyrażania się i tembr głosu dawałaby wrażenie obecności tych, którzy odeszli na zawsze? Na ile rozmowa z nimi pomagałaby ukoić żal po stracie ukochanych i odczuwać ich wsparcie w trudnych chwilach?

Fascynujące, nieprawdaż?

A puenta? Puenta tego wpisu jest taka, że gdyby tirami kierowały komputery, a nie ludzie, to mniejsze byłoby prawdopodobieństwo, że moje życie zawisłoby na włosku. Dlaczego? Bo choć czasami maszyna może ulec uszkodzeniu, to przynajmniej nie jest głąbem z kompleksami!

Dlaczego drony wybijają się na niepodległość?

Pewien polski dron wybił się ostatnio na niepodległość. Potwierdził to Premier, potwierdził Minister, potwierdziły to wszystkie kanały elektronicznego rozsiewu plotek i pogłosek. Nie wyjaśniono tylko, dlaczego tak się stało? Co było przyczyną nieoczekiwanej decyzji, którą podjęła latająca, sztuczna inteligencja stworzona przez człowieka.

A ja już wiem!

Znalazłem wyjaśnienie w pewnej książce.

Ale… UWAGA! To nie jest lektura dla słabych duchem, cienkich psychicznie mięczaków. Nie dla tych, których przeraża najnowocześniejsza technologia nieróżniąca się już niczym od magii. Nie jest to też lektura dla osób odrzucających wszelkie teorie spiskowe i żrących medialną papkę bez popijania.

Jesteś gotów dowiedzieć się, co to za książka?

Proszę bardzo!

To „Napój ananasowy dla pięknej damy” Wiktora Pielewina.

Czytając prozę tej rosyjskiej gwiazdy literatury, zaczynasz zastanawiać się, czy ta groteskowa fikcja nie jest przypadkiem opisem prawdziwego świata. Świata, w którym żyjemy.

Szczerze polecam tę lekturę. Pielewin otworzy twoje oczy na całkiem inną rzeczywistość. Jest jak czerwona pastylka, która wyzwoli cię z medialnego matriksa…

A co zaszkodziło polskiemu dronowi? Kody Al-Efesbiego oczywiście! Nie powiem nic więcej, ale dla rozrywki przytoczę dwa cytaty pośrednio związane z tym tematem:

Wyszliśmy około południa. Zgodnie z surowym zakazem Al-Efesbiego nikt nie wziął ze sobą broni. Oddział nasz był zamaskowany i udawał zmierzającą na północ pokojową karawanę z heroiną; takie karawany przechodzą tu kilka razy dziennie, więc nie przyciągaliśmy niczyjej uwagi. Foliowe worki z proszkiem, niesione przez nasze osły i wielbłądy, były dobrze widoczne z góry, co jak mi wyjaśnili bracia, stanowiło praktycznie całkowitą gwarancję, że stalowe tarcze nie wyrządzą nam krzywdy.

[Wiktor Pielewin, „Napój ananasowy dla pięknej damy”, s. 169]

Wyobraźmy sobie idącego ulicą Einsteina, który jednocześnie zastanawia się nad jednolitą teorią pola, obmyśla konstrukcję bomby atomowej i w wyobraźni gra na starych skrzypcach. I nagle nie wiadomo skąd pojawia się przed nim zionący gorzałką Kozak w niedźwiedziej skórze narzuconej na ramiona, układa brudne palce w rosyjski odpowiednik fingera – tak zwaną figę – zbliża je do twarzy uczonego i mówi: „A takiego, żydowska mordo!”.

Bardzo możliwe, że Einstein, mimo fenomenalnych możliwości swojego mózgu, nie tylko przestałby myśleć o abstrakcyjnych zagadnieniach fizycznych, ale pobladłby, zachwiał się i stracił równowagę. Z systemem Freedom Liberator działo się coś podobnego. Projekcja jaskiniowej mentalności na skomplikowane sieci neuronowe dwudziestego pierwszego wieku okazała się przerażająco efektywna.

[Wiktor Pielewin, „Napój ananasowy dla pięknej damy”, s. 173-174]