Jestem perfekcjonistą. Zawsze dbam o to, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. I dlatego – bynajmniej nie z zazdrości – denerwuje mnie, że tak wiele spartaczonych spraw rozchodzi się po kościach. Kiedy ja się staram, inni coś tam klecą naprędce, byle jak fastrygują i sklejają brązową taśmą pakową, żeby się nie rozpadło. I ku mojemu zdumieniu świat… oklaskuje ich heroiczną walkę z problemami, które sami bez ustanku tworzą. Ale nie o tym jest dzisiejszy artykuł, lecz o prawdziwym, a nie metaforycznym rozchodzeniu się po kościach. O rozchodzeniu się dźwięku.
Sprawiłem sobie nowe bezprzewodowe słuchawki do biegania. Słuchawki z przewodzeniem kostnym.
UWAGA! To nie jest tekst sponsorowany. Moja reputacja pozwala mi swobodnie wymieniać nazwy konkretnych marek i produktów bez obawy, że czytelnicy Biznesu Bez Stresu posądzą mnie o kryptoreklamę.
Moje poprzednie słuchawki – te żółte po lewej – nie były złe, ale do ideału im trochę brakowało. Dzięki zaczepom otaczającym ucho dobrze się trzymały, ale ich zakładanie wymagało sporej gimnastyki. Nie zatykały mi przewodu słuchowego, ale przez to wiatr na nich grał jak na wantach i zagłuszał dźwięk, kiedy jak gazela śmigałem po lesie. No i ten kabel łączący słuchawki majtał się po szyi. Postanowiłem coś z tym zrobić.
Od lat liderem w dziedzinie słuchawek z przewodzeniem kostnym była i jest firma Shokz. Działa to tak, że zamiast wsadzać sobie coś do ucha, co wprawia w drganie powietrze, a za jego pośrednictwem bębenek, umieszczasz na swoich skroniach przetworniki, które przez kości policzkowe dostarczają dźwięk bezpośrednio do ucha wewnętrznego.
Długo zastanawiałem się nad zakupem słuchawek tej firmy, ale nie mogłem się zdecydować, bo to nie są tanie rzeczy. W międzyczasie na rynku pojawiły się chińskie podróbki, ale nie skorzystałem z tych kuszących ofert, bo diabli wiedzą, co by mi podprogowo ta chińszczyzna szeptała. Może jakąś propagandę?
I nagle zobaczyłem reklamę słuchawek TAA7607BK/00 Philipsa. Mam duży sentyment do tej marki, ponieważ wielokrotnie przekonałem się, że na przykład piloty do ich telewizorów biją na głowę piloty Sony pod względem zasięgu działania. Można strzelać wiązką podczerwieni w przeciwległą ścianę i być pewnym, że telewizor zareaguje. W przypadku Sony takie sztuczki rzadko się udają.
Pomyślałem więc: „Skoro Philips ma w ofercie słuchawki z przewodzeniem kostnym które są prawie o połowę tańsze od Shokz, to może warto spróbować?”. W sprawie dźwięku do biegania nie jestem zbyt wybredny – galopując po wertepach nie słucham symfonii i w ogóle żadnej muzyki. Słucham podcastów, nie muszę więc mieć olbrzymiego zakresu częstotliwości, wspaniałej dynamiki i super basów. Mam za sobą już dwa biegi i to jest jakaś magia! Nie mając nic w uszach, mogę z powodzeniem słuchać gadających do mnie: Michała Szafrańskiego, Tima Ferrissa czy Davida Allena. Wyraźnie i bez zakłóceń. I w dodatku wiatr nie świszczy, kabel nie lata po szyi, a umieszczanie nowego sprzęciku na głowie nie wymaga zręczności damy zakładającej kolczyki. No super jest, po prostu super!
Rozważ, czy nie warto przejść na słuchawki z przewodzeniem kostnym – są zdrowe dla uszu i bezpieczne, bo oprócz muzyki lub gadania słychać, co się dzieje wokół. Ale po pierwsze zacznij regularnie biegać, jeśli jeszcze tego nie robisz. Najbliższe miesiące będą sprzyjały ruchowi na świeżym powietrzu, więc już dziś zacznij sezon i przetruchtaj choć jeden kilometr. Albo dwa!