BBS #0048: W górę rzeki

Nie masz czasu czytać tego wpisu, to go posłuchaj! Tutaj albo w postaci podcastu Biznesu Bez Stresu dostępnego we wszystkich rozgłośniach od Apple po Spotify i YouTube!

UPSTREAMCzytam właśnie najnowszą książkę Dana Heatha „Upstream: The Quest to Solve Problems Before They Happen” („W górę rzeki: Wyprawa w poszukiwaniu rozwiązań problemów, zanim one wystąpią”). Książka ta rozpoczyna się następującą, dość szokującą przypowieścią:

Siedzisz sobie z przyjacielem nad brzegiem rzeki. Miło mija wam czas, aż tu nagle słyszycie przeraźliwy krzyk. Na waszych oczach tonie dziecko! Bez chwili namysłu wskakujecie do wody i wyciągacie malca na brzeg. Ale cóż to? Następne dziecko płynie z prądem rzeki, wzywając pomocy. Znowu skaczecie i udaje wam się je uratować. A potem widzicie kolejne tonące dziecko… i kolejne… i kolejne. Ledwo nadążacie je wyciągać. I nagle, w tym krytycznym momencie dostrzegasz, że twój przyjaciel wychodzi z wody i zamierza się oddalić. „Dokąd idziesz?” – pytasz wzburzony. „Idę w górę rzeki, żeby rozprawić się z facetem, który wrzuca te wszystkie dzieciaki do wody!”

(przypowieść z dziedziny zdrowia publicznego zaadaptowana z oryginału przypisywanego zwykle Irvingowi Zoli)

[Dan Heath, „Upstream”, s. 1]

Nieraz na łamach Biznesu Bez Stresu dawałem wyraz mojemu przekonaniu, że myśleć należy zawczasu, a nie poniewczasie. Mocno w to wierzę, choć moje doświadczenia biznesowe nie potwierdzają, że jest to zawsze najlepsza droga do sukcesu. Dlaczego? Wyjaśnia to słynne powiedzenie przypisywane Markowi Twainowi:

W moim długim życiu trapiło mnie wiele zmartwień, z których większość się nie ziściła.

Myśląc zawczasu rozważasz mnóstwo hipotetycznych problemów i podejmujesz realne, kosztowne działania, żeby zapobiec ich skutkom. Ale przecież te nieszczęścia mogą w ogóle nie być ci pisane!

Wierzę w zapobieganie kłopotom – czuję się z tym dobrze, ale z drugiej strony widzę, o ile sprawniej ludzie działają wtedy, kiedy ratują się z katastrofy, niż gdy się przed nią zabezpieczają.

Przypomnij sobie różne przedsięwzięcia (nie tylko biznesowe), w których brałeś udział. Porównaj te, które były realizowane planowo (mam nadzieję, że kiedykolwiek doświadczyłeś czegoś takiego), z tymi, podczas których wszystko było robione na ostatnią chwilę, w heroicznym, bezsennym wysiłku i z okrzykiem „Wszystkie ręce na pokład!” na ustach. Przypomnij sobie, kiedy naprawdę dawałeś z siebie wszystko, a kiedy miałeś czas na ploteczki i fejsbuczka?

Tak, nie da się ukryć, że działanie pod presją bankructwa i totalnej katastrofy jest efektywniejsze od planowego. Nie idzie się wtedy na żadne kompromisy. Problem polega jednak na tym, że można wówczas nie zdążyć wydostać się z bagna…

I tu możemy wrócić do zacytowanej na wstępie przypowieści i sformułować Wielkie Twierdzenie Kryzysowe:

Akceptowalne koszty i dotkliwość środków zapobiegawczych są wprost proporcjonalne do liczby ofiar i wielkości strat spowodowanych przez kryzys.

Oznacza to, że ofiary i szkody są konieczne, żeby w oczach społeczeństwa uzasadnione było podjęcie drastycznych działań, które zapobiegłyby tym ofiarom i szkodom. W przeciwnym przypadku nakazy i zakazy zostałyby uznane za nieuzasadnioną nadgorliwość i sianie kosztownej paniki. Gorzka prawda jest taka, że ktoś musi umrzeć, żeby reszta zmądrzała.

Doświadczyliśmy tego podczas tegorocznej epidemii koronawirusa. Niezwłoczne – po wykryciu go w Chinach – wstrzymanie wszelkich podróży do zagrożonych epidemicznie obszarów, odwołanie imprez masowych, zamknięcie szkół i powszechne testy na obecność wirusa zapobiegłyby lub znacząco ograniczyły jego rozprzestrzenianie się. Ale każdy kraj wprowadzał te środki powoli i za późno – dopiero wtedy, kiedy choroba pojawiła się na jego terytorium. Wcześniej ograniczenia takie były nieakceptowalne społecznie, a ich zwolenników wyzywano od nieodpowiedzialnych panikarzy. Trudno się dziwić – wszak dopóki nic złego się nie dzieje, ludziom wydaje się, że wysiłek i koszty zapobiegania nieszczęściom są niepotrzebne. To bardzo groźne złudzenie.

Reasumując: nie jest łatwo wyznaczyć rozsądną granicę między podejmowaniem działań ograniczających ryzyko, a ich niepodejmowaniem. Jest zbyt wiele niewiadomych. Jak powiedział słynny amerykański bejsbolista Yogi Berra: „Trudno jest cokolwiek przewidywać, szczególnie jeśli chodzi o przyszłość”. Musimy balansować na grani, gdzie z jednej strony jest przepaść żenującego panikarstwa, a z drugiej urwisko beznadziejnej lekkomyślności. Ponadto nie da się ukryć, że zazwyczaj koszty wszechstronnego zabezpieczenia się przed wszelkimi niebezpieczeństwami są wielokrotnie wyższe od kosztów likwidacji szkód spowodowanych przez jedno z nich.

Biorąc jednak pod uwagę ludzką skłonność do lekceważenia zagrożeń, radzę ci więcej myśleć zawczasu niż poniewczasie!

Trzymaj się zdrowo!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.