Jestem zachwycony! Czytam świetną książkę. O startupach. Chyba najlepszą z tych, które wpadły w moje ręce, a było ich niemało. I w dodatku polską! To autobiografia Marka Zmysłowskiego zatytułowana „Goniąc czarne jednorożce”. Ten gościu naprawdę umie opowiadać wciągające historie!
Ile w „czarnych jednorożcach” jest krystalicznie czystej – jak źródlana woda – prawdy, a ile sztucznych barwników, wie tylko autor. Za podpowiedź może uważnemu czytelnikowi posłużyć następujący fragment:
Odpaliłem na dysku CV z czasów, gdy szukałem pracy jako barman w Warszawie, coś tam poskreślałem, coś tam pododawałem, trochę nakłamałem (szczególnie jeśli chodzi o znajomość angielskiego) i na koniec zrobiłem z tego PDF-a. Dorzuciłem jeszcze list motywacyjny. Brzmiał mniej więcej tak: „Wiem, że nie spełniam dziewięćdziesięciu procent założeń, ale i tak jestem o niebo lepszy niż ci zakompleksieni prymusi-terminatorzy z McKinseya, więc błagam, zadzwońcie do mnie! W ramach rewanżu załatwię wam zniżkę na pogrzeb. Promocja ważna do wyczerpania zapasów”.
Potem kliknąłem send i poszedłem spać.
Tak generalnie wyglądało moje zgłoszenie do Rocket Internet. Żadnych znajomości, po prostu CV wysłane przez stronę internetową. Potem, gdy jakiś dziennikarz mnie o to zapytał, odpowiedziałem oczywiście: „Zostałem zrekrutowany przez renomowaną agencję headhunterską, która starała się pozyskać mnie do Rocketa przez ponad rok”. Fejm się sam nie zrobi.
[Marek Zmysłowski, „Goniąc czarne jednorożce”, s. 87]
Ale powiedzmy sobie szczerze: żadna autobiografia nie jest obiektywna. Wszyscy opowiadamy o swoim życiu, patrząc na nie przez okulary naszych emocji – jedni przez różowe, inni przez niebieskie, a jeszcze inni przez szare. W przypadku tej książki nie jest to jednak aż takie ważne. Marek opisuje swoją historię startupowego awanturnika tak sprawnie, że bardzo trudno się od niej oderwać. Z wprawą hollywoodzkiego scenarzysty umiejętnie miesza w narracyjnym garnku napięcie i luz, radość i smutek, biznes i seks oraz przyprawia to wszystko olbrzymią dawką humoru i autoironii. Nie zawiedziesz się, jeśli zabierzesz „czarne jednorożce” w najbliższą podróż służbową albo na urlop.
Oprócz rozrywki znajdziesz w tej autobiografii spory ładunek inspiracji oraz mnóstwo interesujących obserwacji człowieka, który mimo młodego wieku wiele już przeżył i oprócz sukcesów poniósł szereg spektakularnych porażek. Co go napędzało do działania? „Jawampokażyzm” czyli – niezdrowe w zbyt dużych dawkach – pragnienie udowadniania światu swojej wartości. Uważam, że „jawampokażyzm” nie jest jedyną drogą do sukcesu. Wydaje mi się, że moje motywacje zawsze były inne, ale właśnie – może mi się tylko wydaje?
Przeczytaj tę książkę. Naprawdę warto. Na zachętę wyrywam dla ciebie z kontekstu tej niezwykłej opowieści jeszcze dwa bardzo ważne cytaty:
Największym problemem było to, że od pewnego czasu sam nie byłem przekonany, czy ta robota daje mi szczęście i czy jest do końca etyczna. Nie miałem ochoty wstawać rano, w biurze szybko traciłem cierpliwość i irytowało mnie, gdy ktoś czegoś ode mnie chciał. Przestałem po prostu lubić ludzi. Zacząłem ich unikać. A to chyba najgorsze, co może się przydarzyć w pracy menedżera i sprzedawcy.
[Marek Zmysłowski, „Goniąc czarne jednorożce”, s. 44]
Analizując różne zagadnienia (czytaj: „łażąc po sieci”), doszedłem do niesamowicie uogólnionego wniosku, że wszędzie tam, gdzie następowała jakaś technologiczna rewolucja, tworzyły się szybko wielkie fortuny. Albo inaczej, jeśli nie wybrałeś sobie bogatych rodziców i nie poszedłeś ścieżką przestępczości zorganizowanej (nie mówię o polityce), to statystycznie największą szansą na zrobienie fortuny jest zbudowanie jej na zmianach. Czyli założenie biznesu w branży, w której dokonuje się jakaś gwałtowna transformacja albo wywołanie samemu takiej transformacji. Jeśli nie załapałeś się na transformację polityczną, pozostaje ci transformacja technologiczna. (…) Tak było, gdy wymyślono komputery. Rewolucja hardware’owa sprawiła, że świat przyspieszył, a jej inicjatorzy są dziś najbogatszymi ludźmi świata. Komputery nie stałyby się masowe bez rewolucji software’owej, gdy okazało się, że z pomocą komputera można zrobić wszystko i rozwiązać wszystkie nasze problemy, również te, których przed posiadaniem komputera nie mieliśmy.
[Marek Zmysłowski, „Goniąc czarne jednorożce”, s. 63]