Musi boleć

musiboleWiesz, co teraz czytam? Książkę Marka Mansona „The Subtle Art of Not Giving a F*ck”. Żeby uniknąć wulgaryzmów postanowiłem przetłumaczyć ten tytuł jako „Subtelną sztukę nieprzejmowania się”. Wbrew pozorom nie jest to manifest abnegata, ale próba namówienia czytelników do tego, żeby przejmowali się tylko tymi rzeczami, na których im naprawdę zależy.

Oto, co Mark Manson ma do powiedzenia na temat bólu – po co istnieje i dlaczego go odczuwamy:

Ból, we wszystkich jego formach, jest najskuteczniejszym środkiem wyzwalającym działanie, jakim dysponuje nasz organizm. Weźmy jako przykład coś tak banalnego jak uderzenie się w palec u nogi. Jeśli masz taki temperament jak ja i boleśnie zaczepisz o coś stopą, natychmiast wyrzucisz z siebie lawinę przekleństw, której nie wytrzymałaby nawet anielska cierpliwość Papieża Franciszka. I pewnie zaraz obwinisz za swoje cierpienie jakąś martwą naturę, krzycząc: „Ty głupi stole!”. Nie wykluczone, że pod wpływem pulsującego palucha posuniesz się też do zakwestionowania całej swojej filozofii meblowania wnętrz: „Co za idiota stawia na drodze stół? Bez sensu!”

Ale to dygresja. Ten potworny palcowo-nożny ból, którego zarówno ty, jak i ja, jak i Papież Franciszek nienawidzimy, istnieje z bardzo ważnego powodu. Fizyczny ból jest bowiem wytworem naszego układu nerwowego, mechanizmem sprzężenia zwrotnego, który uświadamia nam, jakie są nasze rozmiary. Mówi nam, gdzie się zmieścimy, a gdzie nie. Nasz układ nerwowy wymierza nam karę, gdy przekraczamy te ograniczenia. Robi to po to, żebyśmy bardziej uważali i nie powtarzali więcej takiego zachowania.

(Mark Manson, „The Subtle Art. of Not Giving a F*ck”, Amazon Kindle location 485)

Po przeczytaniu tego fragmentu możesz nie tylko zrozumieć, do czego potrzebny jest ci ból, ale także uświadomić sobie, że musi on towarzyszyć każdej twojej próbie wyjścia poza granice, wewnątrz których dotychczas się poruszałeś – poza twoją strefę komfortu.

Jeśli biegasz, będziesz odczuwał ból podczas pracy nad szybkością i wytrzymałością w ramach przygotowań do twojego pierwszego maratonu.

Jeśli nie jesteś zawodowym mówcą, ból tremy będzie ci towarzyszył podczas twoich pierwszych wystąpień publicznych.

Z pewnością poczujesz ból strachu przed odrzuceniem, kiedy wreszcie odważysz się zaprosić na pierwszą randkę dziewczynę, na której bardzo ci zależy.

I wreszcie, jeśli jesteś przedsiębiorcą, pamiętaj, że wzrost twojej firmy będzie bolesny. Ale bez odwagi stawienia czoła różnym bolączkom towarzyszącym temu rozwojowi, nie osiągniesz satysfakcji wynikającej z przezwyciężenia kolejnych przeciwieństw i osiągnięcia celów, do których zmierzasz. A o to przecież ci chodzi! Nieprawdaż?

Polub moją książkę „Teraz!” na Facebooku!

12 myśli w temacie “Musi boleć

  1. Życie i biznes nie znoszą stabilizacji, dlatego należy wychodzić poza strefę komfortu. Zgoda. Natomiast z wpisu wnioskuję, że ból jest nie tylko towarzyszem ale może i powinien być sprzymierzeńcem! Oswojony i zaakceptowany pozwala być czujnym i rozważnym.

    Polubienie

  2. Nie wiem. Mam wątpliwości. Najczęściej uderzam się o korzeń albo niewidoczną rurkę. Trudno wtedy mówić o niezmieszczeniu się.

    Polubienie

  3. @Grzegorz: Oczywiście nie każdy ból oznacza zdrowe przełamywanie barier. Często ból oznacza chorobę. Ale w obu przypadkach ma swoją rolę do odegrania.

    Polubienie

  4. @torlin: Myślę, że takie uderzenia zostawiają ślad w Twojej psychice i zaczynasz z większą uwagą poruszać się w pobliżu widocznych korzeni i niewidocznych rurek. ;-)

    Polubienie

  5. Często porównuje Pan biznes do zawodowego (profesjonalnego) sportu.Całe swoje życie podporządkowałem pracy. Pracuję kilkanaście godzin dziennie, przez 7 dni w tygodniu. Od kilku lat nie miałem wolnego długiego weekendu, wakacje raz w roku (max 7 dni), jedyne dni wolne to te ustawowo wolne od pracy. Wstaje codziennie o 5:00. Czasem mam dość, bo to boli. Cierpi na tym rodzina, cierpię i ja. .
    Nie wiem, czy to, że nie mam ani wypasionego samochodu, mieszkania na strzeżonym osiedlu , wymarzonego motocykla (i tak nie miałbym czasu na nim jeździć) jest oznaką choroby? Moi znajomi – ta część, która pracuje na etacie – dziwi mi się. A ja się dziwię, że oni się dziwią. Biznes to nie jeden wyścig. To wiele drobnych, mniejszych wyścigów, które trzeba ukończyć, mimo bólu i tzw. ściany. Nie trzeba ich wygrać, Ale trzeba zrobić progres wyniku. Bez tego nie przeskoczy się do wyższej ligi.
    Więc startuje. Kibicuje rodzina, rodzice, teściowa. Mogę liczyć też na wsparcie innych uczestników biegu. Jak słyszę od kontrahenta, że jestem ich najlepszym klientem – to tak to właśnie traktuje. Jak poklepanie po plecach, jak dostanie żelu od kolegi na trasie. Gdy słyszę od klienta, że nasze produkty są dobre, że są zadowoleni, że polecają to czuję się tak, jakby obcy mi ludzie, przypadkowi gapie na trasie, oklaskiwali mnie i krzyczeli: dasz radę! Każdy wyścig odbija się na zdrowiu. Kto choć raz próbował rano wstać po „mocnej dyszce” wie o czym mówię. Ale trzeba zrobić pierwszy krok. Po kilku dniach ból ustępuje. Organizm się regeneruje. Trzeba przeanalizować wynik, wyciągnąć wnioski i wrócić do treningu.
    W każdym środowisku biegowym jest jakiś autorytet. Osoba szanowana i podziwiana, która walczy o pudło w swojej kategorii wiekowej. Ma na koncie mnóstwo startów, ma wiedzę jak trenować. Zawsze przed startem otoczona wianuszkiem biegaczy. Żartuje, podpowiada, analizuje trasę. Ja tak właśnie Pana widzę. A ten chłopak, ten trochę z boku, nieśmiały, w wyciągniętym i trochę zużytym stroju sportowym – to właśnie ja.

    Polubienie

  6. @Grzegorz: Dziękuję bardzo za tak miłe słowa. Niepokoi mnie brak fazy roztrenowania (skoro już jesteśmy przy metaforach sportowych, a nie przy ostrzeniu piły Coveya). Żaden profesjonalny sportowiec nie startuje na okrągło przez cały rok. Organizm musi się zregenerować przed kolejnym sezonem.

    Polubienie

  7. @Grzegorz
    No to ja dołożę Ci małą łyżeczkę dziegciu.
    Zapewne jesteś w początkowej fazie swojego biznesu, kiedy jeszcze pamiętasz wszystkie zlecenia, telefony, nazwiska i numery kont.
    I nikt nie zrobi tego TERAZ lepiej od Ciebie.
    Ale może już w sobotę powinieneś pójść do lasu, usiąść gdzie nie ma mrówek i zadać sobie parę pytań:
    1. Co jest twoim celem?
    2. Jak długo Twój organizm wytrzyma prace 300 godz/miesiąc? Co będzie jak nie wytrzyma? Ubezpieczyłeś swoje życie na 1 mln PLN?
    3. Standardem jest 160 godz/mies. Co masz tak źle zorganizowane, że potrzebujesz na to 300 godzin?
    4. Jeśli przez lata będziesz 300 godz w pracy i 210 godzin w łóżku i 210 w samochodzie i przy stole, to:
    – żona będzie musiała wziąć na siebie obowiązki, które w ramach podziału przypadłyby Tobie. Po jakimś czasie staniesz się na tym polu zbędny.
    – dzieci nie będą się z Tobą konsultowały w ważnych dla nich sprawach, bo Tata zajęty.
    – rodzina przestanie z Tobą rozmawiać o sprawach istotnych, bo i tak nie masz czasu.
    – kiedyś, przypadkowo, bzykniesz jakąś pomoc asystentki w dzień płodny – ona się do tego przygotowywała pół roku. Honor nie pozwoli Ci wysłac ją do Czech. Konsekwencje – łatwe do wyobrażenia.
    Znowu 300 godzin / mies bo trzeba zarobić na dwie rodziny.
    Tak ma ca about 75% przedsiębiorców, którzy sądzą, że są z żeliwa. I że higiena pracy ich nie dotyczy.

    Polubienie

  8. @Orginal_Replica: Dzięki wielkie za te słowa. Racja, jeśli biznes ma się zawalić poprzez wolną sobotę i pracę do 17-18 to niech się wali. Jeśli nie można wyskoczyć na tydzień na narty do Białki to faktycznie raczej kwestia złej organizacji niż kondycji. Zawsze do tej pory też szkoda było kasy.
    Mam świadomość swoich pewnych ograniczeń intelektualnych, stąd próbuję nadrobić ambicją i pracą, a nie jestem z tych, co wolą narzekać niż działać.
    Prośba do pozostałych komentujących, jeśli oczywiście autor bloga nie ma nic przeciwko, piszcie swoje uwagi. Bądźcie moimi „business angels”. Wiedza i dośw. jest cenniejsze od pieniędzy. Od siebie niewiele natomiast mogę dać, bo niewiele mam.

    Polubienie

  9. @Grzegorz 2016-11-16 o 09:48
    Dzięki.
    Tak jak pisze TesTeq – im wcześniej się zreflektujemy, tym lepiej.
    Na Śląsku była popularna tako gadka „Łod roboty kunie zdychajom”. Nic się nie zmieniło od tamtej pory.
    Czasy samotnych „brudnych Harrych” minęły. Im wcześniej zatrudnisz kogoś, kto będzie dla Ciebie pracował tym lepiej. Oddasz mu trochę kasy, ale bardzo dużo obowiązków. A jak Tobie przydarzy się choroba, to firma będzie dalej zarabiać, może wolniej ale…
    Mogę cicho podszepnąć – najlepsze są dojrzałe singielki.
    Ale wtedy trzeba sobie nad biurkiem napisać, że żaden szanujący się lis nie poluje we własnym kurniku. :)
    Czemu o tym piszę? Bo widziałem ten schemat x razy – od pitulitu firemki po dyrektora dużego banku.

    Polubienie

  10. @Grzegorz: Autor nie ma nic przeciwko doradzaniu przez komentujących. Jestem „za” i nawet nie „przeciw”! :-)

    Polubienie

  11. @Orginal_Replica: W rutynowych czynnościach panie są naprawdę znakomite. Większość pań. Są odpowiedzialne, uczynne i wytrwałe. Wbrew pozorom znacznie rzadziej strzelają w pracy focha niż faceci, dla których pewne zadania są poniżej ich godności i wykształcenia. Oczywiście przekroczenie bariery profesjonalizmu prędzej czy później kasuje te wszystkie zalety.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.