2013 rok…
Jaki był, taki był. Ważne, że się skończył.
Jestem usatysfakcjonowany swoimi osiągnięciami biegowymi. Przebiegłem rekordowe 1154 kilometry:
Przedłużający się remont basenu był dobrą wymówką, żeby przepłynąć tylko niecałe 22 kilometry:
Prawdziwa katastrofa dotyczyła zaś windsurfingu. Okoliczności i mój kręgosłup przyczyniły się do jednego wielkiego ZERA:
Nowy rok przynosi niespodziewaną i zadziwiającą zmianę dotyczącą mojego Dziennika Sportowego.
Jak co roku, zaczaiłem się na Moleskine Pocket Weekly Diary 2014 u wyłącznego, autoryzowango dystrybutora na Polskę – Czułego Barbarzyńcy. Czuwałem przez cały październik, listopad i grudzień, wiedząc, że mały kalendarzyk zamykany na gumkę za 39,60 zł (w promocji, normalna cena: 45,- zł) to znacznie rozsądniejsza propozycja niż prawie identyczny wyrób moleskinopodobny dostępny bez problemu w Empiku za 6,49 zł (w promocji, normalna cena: 12,99 zł). :-)
I nie doczekałem się!
Teraz moja snobistyczna dusza będzie przez cały rok cierpiała obcując codziennie z Dziennikiem Sportowym za 6,49 zł!
Dziennikiem, który, jak widać na poniższym zdjęciu, naprawdę niczym się nie różni od poprzednika (Moleskine po lewej, Empik po prawej):
Wygląda na to, że kapitalistyczna nędza dystrybucyjna dorównuje komunistycznej nędzy zaopatrzeniowej. A właściwie nie – jest jeszcze gorzej: w PRL-u towaru po prostu nie było w wystarczającej ilości; teraz jest, tylko ludziom się nie chce.
Cóż, ja zarobiłem, Empik zarobił, Czuły Barbarzyńca stracił, ale najważniejsze jest:
Żebyśmy zdrowi byli, czego z całego, wysportowanego serca życzę wszystkim Czytelnikom BIZNESU BEZ STRESU!
I sobie też!