Bardzo często zdarza mi się słyszeć od znajomych (nie od podwładnych) następujące usprawiedliwienie:
Nie zabrałem się za to, bo nie miałem natchnienia.
I w wielu przypadkach osoby, które tak się tłumaczą, rzeczywiście wierzą, że do napisania raportu, pracy magisterskiej czy programu komputerowego potrzebny im jest jakiś szczególny stan ducha. Jakieś nadprzyrodzone objawienie.
Co za bzdura!
Prawda jest taka, że amator czeka na natchnienie, a profesjonalista bierze się do roboty.
Dlaczego?
Bo natchnienie czeka na okazję do działania, ale trzeba mu ją dać!
Ktoś spytał kiedyś Somerseta Maughama, czy pisze zgodnie z jakimś harmonogramem, czy też wtedy, gdy ma natchnienie.
– Piszę tylko wtedy, gdy mam natchnienie – odpowiedział pisarz. – Na szczęście natchnienie nawiedza mnie codziennie rano, punktualnie o dziewiątej.
Pablo Picasso stwierdził zaś: Gdy przychodzi natchnienie, zastaje mnie przy pracy.
Odnoszący międzynarodowe sukcesy polski oboista i kompozytor Wojtek Blecharz oświadczył w wywiadzie opublikowanym w Wysokich Obcasach 25 maja 2013 roku: Nie wierzę w wenę. Wierzę w systematyczną, intensywną pracę.
Chcesz więcej przykładów?
Po co?
Bo przyjemnie jest poodwlekać jeszcze trochę przystąpienie do działania?
Proszę bardzo, ale nie tutaj!
Tylko lenie czekają na natchnienie!
2 myśli w temacie “Natchnienie? Nie żartuj!”