To nie do wiary!
Zwykle 1 listopada był dla mnie pierwszym dniem zimowego sezonu kalesonowo-rajstopowego.
A tu masz babo placek!
Temperatura +14 stopni, ciepłe słoneczko i brak jakichkolwiek możliwości usprawiedliwienia gnuśności.
Skoro tak, skoro wizyty na cmentarzach zostały wykonane z należytą starannością, nie pozostało mi nic innego, jak przywdziać krótkie spodenki i lekką koszulkę z krótkimi rękawami i pogalopować do lasu. A tam, za drzewem, czaiła się, niczym wilk na Czerwonego Kapturka, Pani TesTeqowa uzbrojona w aparat fotograficzny. W ten sposób zostałem przyłapany na gorącym – tak, tak, naprawdę gorącym – uczynku, co widać na powyższym zdjęciu.
Szkoda tylko, że dzień skrócił się w ten weekend o godzinę, więc trudniej będzie zdążać po pracy na popołudniową przebieżkę. Ale póki co, pogoda dopisuje!
Niektóre przejawy globalnego ocieplenia są naprawdę miłe! :-)