Miesiąc: Lipiec 2008

Seksowny iPhone 3G potrzebuje viagry

Zarzucono mi kiedyś, że jestem bezkrytycznym wielbicielem wyrobów firmy Apple. Nie ukrywam, że wyszukana, seksowna forma jej wyrobów i talent Steve’a Jobsa do wytwarzania marketingowego Pola Zniekształcania Rzeczywistości robią na mnie duże wrażenie. Wszystkim, którzy noszą się z zamiarem nabycia iPhone’a, gdy tylko zacznie być oferowany w Polsce (jesień 2008), chciałbym jednak zwrócić uwagę na oficjalne wskazówki Apple („Apple:Batteries:iPhone”) dotyczące uzyskiwania zadowalającego czasu pracy pomiędzy ładowaniami wbudowanego, niewymiennego akumulatora, w jaki wyposażony jest ten niewątpliwie śliczny telefon komórkowy. Oto one:

  • wyłącz 3G (szybki bezprzewodowy dostęp do internetu);
  • unikaj wykorzystywania usług lokalizacyjnych lub wyłącz je całkowicie (GPS i mapy);
  • jak najrzadziej pobieraj nowe dane z internetu;
  • wyłącz automatyczne dosyłanie poczty elektronicznej w czasie rzeczywistym (push mail);
  • ogranicz liczbę automatycznie sprawdzanych kont pocztowych;
  • ogranicz liczbę dodatkowych aplikacji;
  • wyłącz sieć Wi-Fi (szybki bezprzewodowy dostęp do internetu);
  • wyłącz Bluetooth (bezprzewodowa łączność z innymi urządzeniami);
  • używaj trybu samolotowego na obszarach, gdzie nie ma zasięgu sieci lub jest on słaby;
  • zmniejsz jasność ekranu;
  • wyłącz korektor barwy dźwięku (equalizer).

Jednym słowem iPhone 3G ma mnóstwo zaawansowanych funkcji, których lepiej nie używać. Pozostanę zatem przy swoim iPodzie touch (czyli iPhonie bez tych wszystkich wysysających energię rozwiązań), a o moją codzienną łączność ze światem nadal będą się troszczyć inżynierowie z Nokii.

Kosmiczny system operacyjny

W swojej książce „The Life of the Cosmos”, którą każdy powinien przeczytać, Lee Smolin podaje najlepszy opis, z jakim kiedykolwiek się spotkałem, jak nasz wszechświat wyłonił się z nicości wskutek niesamowicie precyzyjnej równowagi opisujących go podstawowych stałych. Masa protonu, siła grawitacji, zasięg słabych oddziaływań jądrowych i kilka tuzinów innych stałych podstawowych całkowicie determinuje rodzaj wszechświata powstającego w wyniku Wielkiego Wybuchu. Gdyby te wartości były choć odrobinę inne, wszechświat byłby tylko rozległym oceanem ciepławego gazu albo gorącym kłębkiem plazmy, albo jakimś innym, mało interesującym tworem – bublem, innymi słowy. Jedynym sposobem uzyskania wszechświata, który nie jest bublem, który składa się z gwiazd, ciężkich elementów, planet i życia, jest właściwe dobranie tych podstawowych liczb. Jeśli istniałaby gdzieś maszyna potrafiąca wypluwać wszechświaty o losowo dobranych stałych podstawowych, to na każdy wszechświat podobny do naszego produkowałaby 10 do potęgi 229 bubli.

(…)

Myślę, że przesłanie jest jasne: gdzieś tam poza granicami naszego wszechświata istnieje system operacyjny zakodowany w nieskończonych sesjach programowania przez swego rodzaju hakera-demiurga. Ten kosmiczny system operacyjny jest obsługiwany za pomocą linii poleceń. (…) Demiurg siedzi przy swojej klawiaturze i wstukuje na niej jedno polecenie za drugim, określając wartości podstawowych stałych fizycznych:

universe -G 6.672e-11 -e 1.602e-19 -h 6.626e-34 -protonmass 1.673e-27 ...

i gdy linia polecenia jest skończona, mały palec jego prawej ręki zatrzymuje się na wieczność lub dwie nad klawiszem enter w oczekiwaniu, co się wydarzy, a potem opada – i BUM! – słychać kolejny Wielki Wybuch.

Neal Stephenson „In The Beginning… Was The Command Line” (147-148)

GTD diagnozuje

Bardzo często zaczynamy interesować się wdrożeniem metody GTD Davida Allena wtedy, gdy nasz świat zaczyna się walić, obciążony nadmiarem spraw większej i mniejszej wagi, które czekają w kolejce do załatwienia. Spisujemy wówczas te wszystkie sprawy na listach Projektów i Może Kiedyś, a związane z nimi Najbliższe Działania umieszczamy na niemiłosiernie długich listach kontekstowych.

I co? I nic. Uczucie przytłoczenia nie mija, a liczba spraw do załatwienia pozostaje taka sama jak przedtem. Dochodzimy wówczas do wniosku, że metoda GTD nam nie pomogła, rzucamy listy w kąt i po tygodniu toniemy, puściwszy się ostatniej deski ratunku.

Tymczasem prawda jest oczywista jak konstrukcja cepa, jeśli tylko spojrzymy na wszystko chłodnym okiem analityka. Metoda GTD nie zawiodła. Wręcz przeciwnie, pozwoliła obnażyć nasz prawdziwy problem: zbyt wiele zobowiązań, które wzięliśmy na siebie. GTD to świetny test diagnostyczny, ale niestety nie remedium na naszą niezdolność do mówienia „nie”.

Po spisaniu wszystkich spraw, które wiszą nad tobą, nie obwiniaj GTD, tylko zastanów się, co może zostać odłożone (umieszczone na liście Może Kiedyś). Na liście Projektów pozostaw tylko rzeczy naprawdę najważniejsze i zdefiniuj dla nich Najbliższe Działania. Pamiętaj też o poinformowaniu zainteresowanych osób o tym, że ich sprawy zostały odłożone na później, ponieważ twoje obciążenie nie pozwala ci teraz zająć się nimi w należyty sposób. Tak jest po prostu uczciwie (choć nie zawsze przyjemnie, ale w dłuższej perspektywie opłaci się).

Podróże kształcą

Młodzi Amerykanie, którzy opuszczają swój wielki, wspaniały, homogeniczny kraj i odwiedzają inne części świata, zwykle przechodzą przez kilka etapów szoku kulturowego: najpierw są to okrągłe z oniemiałego zdumienia oczy. Potem niepewne wgłębianie się w obowiązujące w danym kraju zachowania, potrawy, środki transportu publicznego i toalety, co prowadzi do krótkiego okresu bzdurnego poczucia, że jest się ekspertem w tej dziedzinie. Gdy znużenie pobytem rośnie, pojawia się tęsknota za domem rodzinnym i podróżnik po raz pierwszy zaczyna doceniać, jak wiele spraw uważał w ojczyźnie za oczywiste. W tym samym momencie zaczyna też być widać, że wiele naszych zasad i tradycji jest w gruncie rzeczy arbitralnych i mogłyby być całkiem inne; na przykład prawostronny ruch drogowy. Po powrocie do domu i podsumowaniu wrażeń z wyjazdu okazuje się, że podróżnik nauczył się znacznie więcej o samej Ameryce niż o kraju, który odwiedził.

Neal Stephenson „In The Beginning… Was The Command Line” (91)