Nie masz czasu czytać tego wpisu? To go posłuchaj! Tutaj albo w postaci podcastu Biznesu Bez Stresu dostępnego we wszystkich rozgłośniach od „Apple” po „Spotify” i „YouTube”!
Ludzie chcą mieć święty spokój. Zazdroszczą innym sukcesów, ale wolą mieć święty spokój. Chcą pójść do roboty, odwalić to, co im każe szef, i mieć „gdzieś” ostateczny wynik swojego działania. A potem z chorą satysfakcją pozłorzeczyć na okrutny los i swoją niedolę.
Tymczasem jakakolwiek przedsiębiorczość jest przeciwieństwem świętego spokoju. Właściciel firmy nie ma na kogo zwalić winy za niedotrzymanie terminu albo kiepską jakość usługi. Może próbować, ale i tak nikt mu nie uwierzy.
W tym kontekście zacząłem zastanawiać się nad fenomenem obawy przed sukcesem. Bo że ludzie boją się porażki, to jest oczywiste. Nikt nie lubi być krytykowany. Ale skąd się bierze obawa przed sukcesem?
Myślałem o tym już od dłuższego czasu i nagle – podczas biegu przez las – doznałem olśnienia. Aż się zatrzymałem z wrażenia. Otóż obawa przed sukcesem jest zamaskowaną obawą przed porażką!
Już tłumaczę, jak to działa.
Każdy sukces wiąże się z wejściem na wyższy poziom w danej dziedzinie. Nieważne, czy chodzi o pisarza, który napisał poczytną powieść, sportowca, który zdobył medal, czy przedsiębiorcę, który sprzedał pierwszą partię foteli biurowych. Po takim sukcesie cały świat oczekuje kontynuacji. I to nie byle jakiej. Pisarz powinien publikować kolejne bestsellery, sportowiec zdobywać medale, najlepiej złote, a przedsiębiorca dostarczać znakomite meble biurowe. To olbrzymia presja, z którą ludzie bardzo często nie potrafią sobie poradzić.
Człowiek inteligentny jest w stanie wyobrazić sobie przyszłość i czające się w jej zakamarkach zagrożenia. Z tego powodu to jego właśnie najczęściej atakuje obawa przed sukcesem. Wie, że jakby chciał, to by ten sukces odniósł, ale potem pojawiłoby się zobowiązanie do bezbłędnej kontynuacji rozpoczętego dzieła. Pojawiliby się kolejni odbiorcy jego pracy, którzy nie zawsze byliby zadowoleni. Bojąc się związanego z nieuniknionymi porażkami stresu, porzuca odważne plany i zastyga w bezruchu. Jest mu wystarczająco dobrze w jaskini komfortu, w której zamieszkał wiele lat temu.
Szkoła i wychowanie, ciągłe ocenianie i strofowanie nauczyły go postawy „nie wychylaj się, nie podskakuj, siedź na d… i przytakuj”. Został w dzieciństwie przycięty – niczym żywopłot – do szablonu posłusznego pracownika, który boi się sukcesu.
A ty? Czego się bardziej boisz? Sukcesu czy porażki?