Światełko w tunelu

TUNELCzasami trudno wytrzymać. Najgorzej jest, gdy jakieś zadanie wymaga cierpliwości. Gdy nie tylko męczy fizycznie, ale i psychicznie, „ciągnąc się jak flaki z olejem”. Mimo że dokładasz wszelkich starań, wiesz, że czeka cię jeszcze wiele godzin biegu. Albo pisania książki. Albo monitorowania poprawności działania systemu kierowania ogniem artylerii. Jak w tej udręce mobilizować się do wysiłku i skupienia?

Są na to sposoby!

O jednym z nich opowiedział Timowi Ferrissowi znany inwestor Chris Sacca, który czasami bierze udział w triatlonowych zawodach Ironman.

W ramach Ironmana należy jak najszybciej przepłynąć 3,86 km, przejechać na rowerze 180,25 km i przebiec maraton czyli 42,20 km. Wyścig zaczyna się o siódmej rano, a limit czasu wynosi 17 godzin. Rekordziści płyną, jadą i biegną przez 8 godzin!

Jak widać, zawody te nie są dla mięczaków. Uczestników nieraz dopadają kryzysy i chwile zwątpienia. Jak je pokonuje Chris Sacca? Mówi sobie:

„Wieczorem będę w swoim łóżku!”

Ja stosuję podobne zaklęcie, choć niezwiązane z łóżkiem. Szacuję, o której godzinie NA PEWNO skończy się dana udręka, i powtarzam sobie:

„O HH:MM będzie KONIEC!”

Na przykład:

  • biegnę w maratonie i mówię sobie: „Organizatorzy wyznaczyli limit czasu 6 godzin, więc nawet jeśli nie dobiegnę, o 15:00 będzie KONIEC!”
  • piszę książkę „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?” i mówię sobie: „Zgodnie z planem intensywnie pracuję 4 godziny od dziesiątej, więc o 14:00 będzie KONIEC!”
  • monitoruję poprawność działania systemu kierowania ogniem artylerii i mówię sobie: „W polskiej armii jak w zegarku, zajęcia na poligonie kończą się o 15:00, więc o 15:00 będzie KONIEC!”

Wydawać by się mogło, że sposoby te to swego rodzaju gra na przeczekanie, ale tak nie jest: określenie obowiązujących w danym dniu ram czasowych pozwala intensywniej pracować i zwiększa odporność na znużenie. Dlaczego? Ponieważ oprócz dalekosiężnej wizji celu potrzebujesz też codziennego, jasnego światełka w tunelu, które zmobilizuje cię do wysiłku, cierpliwości i wytrwałości.

7 myśli w temacie “Światełko w tunelu

  1. Fajny tekst.
    Widzę dwa momenty, które – być może – wymagają uzupełnienia.
    # 1. „HH:MM ” chyba się różni od Hmm, w dodatku pozytywnie. Jedno „h”, a ile zmienia.
    # 2. Nadzorując ogień artylerii przy widłach bocznych >5:00 trzeba przede wszystkim uważać, żeby nie naprowadzić ognia na własne SO przed 15:00 :)

    Polubienie

  2. Lata temu, w książce „Akwarium”, Wiktor Suworow opisał znacznie lepszy, moim zdaniem, sposób radzenia sobie z takimi zadaniami. A mianowicie opisywał, jak żołnierzy Specnazu uczono, żeby maszerując patrzeć pod nogi, a nie na horyzont. Patrzenie na odległy horyzont, który ciągle jest odległy i nie chce się przybliżyć, ze świadomością tego, ile jeszcze jest do przejścia, negatywnie oddziałuje na psychikę żołnierza. Natomiast patrzenie pod nogi, na przesuwającą się pod nim ziemię, na to jak pokonuje kolejne metry, a każdy krok przybliża go do celu, działa budująco i pomaga wytrwać. Od lat wykorzystuję to podejście w najrozmaitszych sytuacjach, od stosu codziennych rutynowych czynności, po wieloletnie projekty, właściwie to wpisało się już trwale w mój charakter i moim zdaniem działa znakomicie. Patrząc, ile jest do zrobienia w wielkim projekcie, można się nieraz załamać. Zamiast pocieszać się, że niezależnie od wszystkiego o godzinie HH:MM wyjdę z tego kamieniołomu, pojadę do domu i odpocznę (o ile jestem jeszcze kawalerem :-), a za DD dni będzie już weekend, lepiej właśnie patrzeć pod nogi: dopisałem kolejną funkcję do kodu, która sprawnie i niezawodnie realizuje coś tam, ukończyłem kolejny akapit książki, który zamyka rozważania na temat taki a taki, odpisałem na maila, po którym sprawa taka a taka została pchnięta dalej. Teraz sobie zrobię dobrą, gorącą herbatkę, oczy chwilę odpoczną od monitora, a w międzyczasie pomyślę, jak się zabrać za kolejną rzecz, którą mam do zrobienia. A na koniec dnia, kiedy przychodzi godzina HH:MM, sam jestem zaskoczony, że już tak późno, ale zostanę jeszcze trochę, żeby dokończyć kolejny krok, za który się wziąłem, bo mam już sprawę przemyślaną, wciągnięty jestem w jej realizację i wolę ją doprowadzić jeszcze dzisiaj do końca, niż przerywać ją w toku i jutro przypominać sobie co, dlaczego i jak chciałem dalej zrobić. Wychodząc do domu o godzinie HH(+XX):MM+YY, nie załamuję się patrząc na odległy horyzont końca projektu, tylko z satysfakcją patrzę na kolejne kroki naprzód, które udało mi się w tym dniu wykonać. Jeszcze wiele kroków będzie potrzebnych do ukończenia projektu, ale o te, które właśnie wykonałem, jest już nieco bliżej finiszu. Oczywiście, przy założeniu, że ramy czasowe projektu zostały w miarę rozsądnie ustalone, ale to już inna para kaloszy.

    Polubienie

  3. @Orginal_Replica: Dzięki! Całe sztaby pracują mozolnie nad zmianami nazewnictwa wojskowego. Coś trzeba robić, żeby usprawiedliwić swoją przydatność w Warszawie, a nie na jakimś poligonowym wygwizdowie. ;-)

    Polubienie

  4. @Ruzio: Muszę świadomie zastosować tę metodę patrzenia pod nogi a nie na horyzont. To jest świetne! Zadowolenie z kolejnych wykonanych czynności jest możliwe wtedy, kiedy te czynności dają się zidentyfikować. Kroki w triatlonie są nierozróżnialne. Minuty spędzane na poligonie w oczekiwaniu na awarię również. Ale zgadzam się, że „zamykanie” poszczególnych etapów i etapików w projektach daje poczucie posuwania się do przodu i przez to motywuje.

    Polubienie

  5. Myślę, że każda z metod ma swoje zalety i obszary zastosowań, gdzie sprawdza się lepiej niż inne. Podczas zabiegu u dentysty, doktorowi pewnie lepiej „patrzeć pod nogi” na kolejne kroki procedury medycznej, którą wykonuje, niż zastanawiać się kiedy spłaci raty za pantomograf i rentgen, a dla większości pacjentów lepiej sprawdzi się światełko w tunelu i trzymanie myśli, że za pół godziny będzie już po wszystkim, niż skupianie się na borowaniu. :-)
    Każdy krok w triatlonie jest kolejnym Najbliższym Działaniem prowadzącym do mety. Krokiem X, po kroku X-1, przed krokiem X+1, na Y-kowym kilometrze, przybliżającym do zakrętu albo najbliższej lampy ulicznej. Nie musi to być przecież sformalizowany etap projektu. Każda myśl poświęcona problemowi, każde zdanie dopisane do rozdziału przybliża nas do finiszu.
    Ta metoda, którą opisałem, to na dobrą sprawę skupienie się na czerpaniu radości, satysfakcji i siły z wykonywania Teraz kolejnych Najbliższych Działań zamiast dołowania się ogromną liczbą działań, które jeszcze czekają lub pocieszaniem, że kiedyś to wszystko się wreszcie skończy.

    Polubienie

  6. @Ruzio: Całkowicie się zgadzam, „że każda z metod ma swoje zalety i obszary zastosowań, gdzie sprawdza się lepiej niż inne.”

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.