Jeszcze nigdy tyle nie przebiegłem! Mój dotychczasowy roczny rekord to 1184 kilometry w 2014 roku. A w 2016? 1350 kilometrów! Jeśli myślisz, że to efekt jakiegoś postanowienia noworocznego, to się grubo mylisz!
Kiedyś napisałem:
Postanowienia noworoczne? A cóż to takiego? Co jest szczególnego w zmianie daty z 31 grudnia na 1 stycznia? To tylko element dziwacznej rachuby czasu przyjętej przez zachodnią cywilizację.
I tego się trzymam. Mogę sobie wyznaczać nowe cele w dowolnej chwili – nie muszę czekać do Sylwestra!
Tak też było i z ubiegłorocznym rekordem biegowym. Powyższy wykres i poniższe zestawienie pokazują moje miesięczne przebiegi:
- 96 km
- 94 km
- 122 km
- 120 km
- 116 km
- 120 km
- 120 km
- 130 km
- 120 km
- 104 km
- 112 km
- 96 km
W marcu zauważyłem, że mimo zimowej pory zarówno w styczniu, jak i w lutym udało mi się przebiec niemal po sto kilometrów. Pomyślałem sobie: dalej może być tylko lepiej! Najkrótszy miesiąc jest już za mną, więc jeśli pogoda dopisze, będę miał dobrą okazję, żeby się wreszcie przebić przez granicę 100 kilometrów na miesiąc. Szybko obliczyłem, że biegając po 8 kilometrów co drugi dzień, mogę bez wysiłku, regularnie pokonywać 120 kilometrów w 30 dni. Oceniłem, że 20% zapasu przyda mi się wtedy, gdy pogoda kategorycznie odmówi współpracy. Nie jestem przecież masochistą i nie biegam w strugach zimnego deszczu albo po oblodzonych chodnikach.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Ze sporym „haczykiem”!
Pytasz, czy w 2017 roku napnę się jeszcze bardziej i pobiję ten rekord? A po co? Człowieku, ja biegam dla przyjemności, a nie dla wyczynu! Może wymyślę sobie jakieś inne wyzwanie? Przecież nie muszę o tym decydować już teraz! Przyjrzę się, w którą stronę wieje tegoroczny wiatr i popłynę tam, gdzie czeka mnie przygoda i największy zwrot z inwestycji!
A postanowieniom noworocznym mówię zdecydowane NIE!
Życzę ci słonecznego Nowego 2017 Roku!
A na dobry początek kup sobie moją książkę „Teraz!”. Uczy i inspiruje!
A we ftórym kierunku biegłeś, TesTeqecku? Na zachód cy na wschód? Bo jak na zachód – to znacy, ze teroz jesteś w Belgii. A jak na wschód – to kasi między Moskwom a Niżnym Nowogrodem :)
PolubieniePolubienie
@owcarek podhalański: Biegnę, biegnę i biegnę, ale efekt jest taki, że zawsze kończę tam, gdzie zaczynam. Zupełnie jak pies uganiający się za własnym ogonem. ;-)
PolubieniePolubienie
Gratulacje! :) :) :)
Tak, niby żadna granica, żadne postanowienia, ale tę księgowość kiedyś zrobić trzeba… I zastanowić się, bić czy nie bić (dla przyjemności) — także jakoś milej w szumie szampanowych bąbelków, prawda?
U mnie też jakiś rowerowy rekordzik pobity, ale bez szaleństw, zważywszy, że w 2015 jednak troszkę przystopowałam po naciągnięciu/skręceniu kolana (w momencie, gdy setki km spokojnie by wpadły, bo dni długie a upał lipcowy mniej sprzyja wędrówkom górskim (rywalowi ale i beneficjentowi rowerowo-nakręconej kondycji)).
W sezonie jesienno-zimowym 16/17 nie było i nie ma sensu śrubować wyniku dla samego wyniku: mokry październik, listopad gorszy, niż ostatnie, teraz lodowiska (mimo białego obłędu solnego po wierzchu) — spoko, jest mata gimnastyczna, były wędrówki, jest uzależnienie od ruchu, które nie ma szans na wyleczenie… ===> mimo, iżem zdrowa, jak rydz (odpukać) – odpuszczam sobie z subtelną maestrią… ;-/
…Choć czasem… widziane z okna o szóstej rano… jedno czy drugie światełko rowerowe przedzierające się przez śnieżną zamieć lub piętnastostopniowy mróz… Ale kto powiedział, że subtelna sztuka przyjdzie lekko?…
PolubieniePolubienie
@a_cappella: Zima taka jak teraz stopuje moje bieganie. Nie tyle może o piekielny mróz chodzi, ale o panujące zlodowacenie. Bolesne upadki są… bolesne i grożą poważnymi konsekwencjami. Tak więc w 2017 roku w tej dziedzinie rekordów raczej nie będzie.
PolubieniePolubienie
Upadki to jedno. Samo poślizgnięcie jest niebezpieczne. Bardzo łatwo o naderwanie mięśni – w szczególności dwugłowy uda i brzuchaty łydki. Paskudna kontuzja, którą leczy się wiele miesięcy,. Pozostaje sztywna blizna (tkanka łączna) i mięsień już nigdy nie będzie pracował tak, jak przed kontuzją.
Przysypane śniegiem korzenie drzew też są bardzo niebezpieczne. Polecam basen lub trenażer rowerowy. Nudno, ale dobre podcasty i człowiek daje radę.
PolubieniePolubienie
@Grzegorz: Tak, na kontuzje trzeba uważać – każda zostawia ślad. Basen był w sobotę, a wczoraj zamiast trenażera rowerowego – eliptyczny. ;-)
PolubieniePolubienie