Sześć lat temu dość lekkomyślnie naśmiewałem się z telekomunikacyjno-polskiej infrastruktury dostarczającej mi w Warszawie internet (Skąd się bierze internet?).
Teraz wiem, że niesłusznie. Zapomniałem o szacunku dla tradycji i zabytkowego dziedzictwa, które powinniśmy pielęgnować.
Na szczęście pamięta o tym Orange – nowy właściciel mojej „ostatniej mili” internetu. Jakże malowniczo zza podstołecznych krzaków wyłania się „mój” drewniany, pamiętający jeszcze zabory, słup telekomunikacyjny podtrzymujący elementy wszechświatowej pajęczyny. Zapewnia mi niezawodny kontakt z wirtualną rzeczywistością, gdy… nie wieje zbyt silny wiatr.
Chwała globalnym koncernom, że nie depczą nowoczesnymi buciorami przaśnego lokalnego krajobrazu, że zachowują to, co darzymy tak wielkim sentymentem…