GTD to sport indywidualny

Metoda Getting Things Done (GTD) Davida Allena to sport indywidualny.

Powiem więcej: GTD to sport kontaktowy.

To samotne zmaganie się z samym sobą i ze swoją uczciwością.

To odwaga spojrzenia prawdzie w oczy. Zarówno tej wygodnej, jak i niewygodnej. I stawienia jej czoła.

GTD to pięć wymagających hartu ducha etapów „zarządzania strumieniem zadań”. Strumieniem zadań? Tak, bo życie to strumień spraw i związanych z nimi czynności. Te pięć etapów to:

  1. Gromadzenie, które wymaga od ciebie odwagi nieprzymykania oczu na sprawy, którymi należy się zająć.
  2. Analiza, która wymaga od ciebie odwagi jasnego określenia twojego stosunku do każdej sprawy.
  3. Porządkowanie, które wymaga od ciebie konsekwencji w układaniu wszystkiego we właściwych przegródkach.
  4. Przegląd tygodniowy, który wymaga od ciebie odwagi okresowego konfrontowania postępów z zamierzeniami.
  5. Wykonanie, które wymaga od ciebie odwagi w walce z Kolegą Leniem.

Pięć prostych kroków – łatwych do zdefiniowania, lecz wymagających woli i determinacji, jeśli chcesz usunąć ze swojego życia wszelkie niedopowiedzenia i przemilczenia. Dopiero takie oczyszczenie przynosi ulgę w postaci „umysłu jak tafla wody”, gotowego odpowiednio zareagować na każdą niespodziankę – zarówno dobrą, jak i złą. Dopiero takie oczyszczenie czyni cię dojrzałym i odpowiedzialnym człowiekiem, który świadomie decyduje, co powinien, co może, a czego nie musi robić. I są to twoje własne, a nie narzucone przez kogoś decyzje, dzięki czemu stajesz się właścicielem swojego życia.

Jakie ma to przełożenie na działanie w „drużynie”?

Współpraca ludzi dojrzałych, świadomych swoich zobowiązań i powinności, przebiega sprawniej i uczciwiej. GTD-owcy biorą odpowiedzialność za powierzane im zadania i nie chowają swoich list Projektów i Najbliższych Działań pod dywan. Wręcz przeciwnie, listy te służą im do optymalnego podziału pracy w zespole, tak żeby wszystko, co jest możliwe do wykonania, zostało wykonane.

Nie wierzę w coś takiego, jak „zespołowe GTD”. Jeżeli już, możemy mówić o osobistym systemie GTD szefa zespołu, który deleguje swoje Projekty i Najbliższe Działania podwładnym, a potem kontroluje ich postępy w realizacji zadań. Jest mu łatwiej, gdy oni również są GTD-owcami, ale za pomocą swoich list „Czekam Na” i „Projekty Delegowane” potrafi radzić sobie również z osobnikami, którzy jeszcze nie do końca panują nad swoim życiem.

Istnieje świetnie, polskie określenie dojrzałego, odpowiedzialnego członka zespołu – to „człowiek, z którym można konie kraść”. Stosowanie GTD czyni cię właśnie kimś takim – niezawodnym kompanem we wspólnej podróży w nieznane.


Niniejszy wpis został wywołany zacytowanym poniżej fragmentem komentarza zamieszczonego przez orginal_replica pod wpisem W ciemnym zaułku. Nie stanowi jednak bezpośredniej polemiki, ponieważ zawarta w komentarzu sugestia, jakoby metoda GTD była jakimś produktem (?) służącym wymianie informacji (?) w korporacyjnych zespołach (?) świadczy o niezrozumieniu istoty problemu, którego rozwiązania podjął się David Allen. To tak, jakby rozważać wpływ śruby mocującej fotel pilota na aerodynamikę samolotu. Bez śruby pilot spadnie z fotela podczas startu i będzie wielkie „bum”, ale nie ma to nic wspólnego z aerodynamiką.

Oto ten komentarz:

Wg mojego, gojowskiego rozumienia, GTD tak długo będzie niszowe, jak długo nie przyjmą go za swoje korporacje.

Ktoś, czyje zdanie w tej materii cenię, tak to zdefiniował:

„Narzędzia do współpracy sprawdzają się, jeżeli używają ich *wszyscy* współpracownicy. Innymi słowy, działa tutaj tzw. Network economy, gdzie wartość produktu składa się z zalet samego produktu oraz z liczby innych ludzi używających produkt. Jedna kaseta betamax może jest lepsza od jednej kasety VHS, ale ponieważ miliony używają VHS i nikt nie używa Betamax, to VHS jest lepszy.

Ja próbowałem kiedyś używać tzw. Mind Maps do robienia notatek, jest to bardzo fajny graficzny sposób, notatki robi się łatwo i łatwiej je później odcyfrować. Mind maps są lepsze od list i tabelek. Ale żeby odczytać taki Mind Map, odbiorca musi tez używać mind map. A jak nie używa, to mind mapę można rozbić o kant wiadomo czego.

Tak więc system Getting Things Done jest bardzo fajny w sensie zasad współpracy i działania, i powiedzmy procedur.

Narzędzia takie jak Outlook umożliwiają stosowanie tych zasad, być może w sposób niedoskonały, bo Outlook to jest mail + kalendarz a nie Getting Things Done. Także wartość Outlooka na przykład ocenić można na 3 w skali do 10. Ale wartość Outlooka w sensie network economies oceniłbym na 10 / 10, bo wszyscy mają Outlook. GTD jest pewnie 10/10 w skali funkcjonalności pojedynczego produktu, ale o wiele słabiej w skali sieciowej.

Ale w małej firmie albo początkującej firmie, albo w nowym, dobrze zdefiniowanym i odizolowanym projekcie można z powodzeniem zastosować to narzędzie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.