Transmisją uroczystości otwarcia igrzysk Telewizja Polska rozpoczęła trzytygodniowy festiwal oralnych popisów Włodzimierza Szaranowicza i gromadki jego pilnych uczniów. Kolorowe obrazki mknące do nas z olimpijskiego Londynu są jedynie mdłym tłem, dekoracją dla elokwencji i potoku słów dobywających się z niestrudzonych gardeł naszych komentatorów.
Dzięki nim poznajesz nieznane fakty z życia każdego sportowca, jego wyniki podczas zawodów w Pułtusku w 2002 roku i imię drugiej żony jego dziadka. Szczęka ci opada, gdy słuchasz tych napęczniałych wiedzą, chodzących encyklopedii. A oprócz tego dowiadujesz się, co przed chwilą zobaczyłeś na ekranie i co być może ujrzysz niebawem.
Zawodniczki w skupieniu strzelają do tarcz, cała sala milczy, jak makiem zasiał, tylko nasz sprawozdawca gada, jak najęty. To spektakl jednego aktora, lecz nie jest nim z pewnością nasza srebrna medalistka. Polski orator strzela słowami niczym karabin maszynowy – wszak cisza byłaby świadectwem jego zbędności…
Czyżby te tysiące niepotrzebnych słów miały stanowić dowód, że obecność naszych komentatorów w Londynie to dobra inwestycja, która służy wypełnieniu misji edukacyjnej telewizji publicznej?
Panowie!
Czy słyszeliście kiedyś komentarz Bohdana Tomaszewskiego?
Bo ja nie.
Dopiero skupiając się, odkrywam, że jego głos jest dopełnieniem transmitowanego wydarzenia. Nie zastępuje go.
Bohdan Tomaszewski nie boi się ciszy. Wie, że nie wolno niszczyć atmosfery sportowego spektaklu, że jego rolą jest zaproszenie nas do wspólnego przeżywania rywalizacji herosów, a nie prowadzenie wykładu pod tytułem: „Przeczytałem w internecie i ode mnie się dowiecie.”
Chodzi bowiem o to, żeby:
Niewiele mówiąc, powiedzieć wszystko.
Co niniejszym czynię.
Jedna myśl w temacie “Szaranowiska olimpijskie”