Jest wiele hipotez tłumaczących rynkowy tryumf Steve’a Jobsa – począwszy od naukowych rozważań uznanych profesorów i doktorów, a skończywszy na doszukiwaniu się wpływu faz Księżyca lub zjawisk nadprzyrodzonych. Skoro inni mogą, to i ja postanowiłem znaleźć dobre wytłumaczenie tego fenomenu. I udało mi się! Steve Jobs jest wzorcowym przykładem wymyślonego właśnie przeze mnie hasła:
Samolub swojego klienta!
Z różnych przekazów wiadomo, że Jobs nie był zbyt miłym gościem, więc trudno podejrzewać go o miłość do każdego klienta kupującego produkowane przez firmę Apple gadżety. Na pewno zależało mu na uwielbieniu dla tych urządzeń, ale nie zamierzał na siłę przypodobywać się ich przyszłym użytkownikom.
Steve Jobs był samolubem i nadawał jabłuszkowym komputerkom taką formę, która jemu najbardziej się podobała. A że nie można mu odmówić dobrego, minimalistycznego gustu, przywiązania do szczegółów i umiejętności znalezienia projektanta (Jonathan Ive), który potrafiłby ucieleśniać te idee, wyroby Apple zyskały kultowy status i odniosły bezprecedensowy sukces rynkowy.
Pamiętajmy, że Steve raczej nie robił tego wszystkiego dla kasy. Miał jej wystarczająco dużo nawet wtedy, gdy wyrzucano go z Apple. Robił to dla własnej satysfakcji, dla zaspokojenia swoich twórczych ambicji – tak w zakresie eleganckiego meblowania świata, jak i zmieniania ludzkich postaw oraz reguł, jakimi rządzą się całe gałęzie biznesu.
Był najbardziej krytycznym z klientów Apple. Setki projektów poszły do kosza, bo w jego oczach nie były perfekcyjne. I nie miało znaczenia, że ktoś napracował się nad stworzeniem całkiem niezłego prototypu i że włożył w to dzieło całe swoje serce. W innej firmie taki produkt byłby, przy dźwięku fanfar, wprowadzony na rynek, ale nie w Cupertino, gdzie nieraz przez lata wstrzymywano premiery urządzeń niespełniających wymagań Steve’a.
I w tym tkwi cała tajemnica: największy sukces odnoszą te firmy, których liderzy czują się jednocześnie swoimi własnymi klientami. Tworzą dla siebie, ale swoją osobą reprezentują zainteresowania i pragnienia większego kręgu odbiorców.
Trudno na przykład wyobrazić sobie, żeby podobny sukces odniosła:
- firma produkująca karmę dla kotów kierowana przez kogoś, kto rzuca kapciami w bezpańskie koty;
- firma zbrojeniowa kierowana przez kogoś, kto za wszelką cenę w młodości starał się uniknąć służby wojskowej, lub przez zawodowego oficera, który przez cały okres służby marzył tylko o tym, żeby przy pierwszej nadarzającej się okazji czmychnąć na emeryturę;
- firma sprzątająca kierowana przez notorycznego flejtucha i brudasa.
Prędzej czy później szydło wyjdzie z worka i spod maski dyplomatycznej uprzejmości zacznie wyzierać niechęć lub nawet pogarda dla obecnych i przyszłych klientów.
Tak więc zastanów się, jaki swój problem, ale taki, który jest też problemem większej liczby osób, jesteś w stanie kreatywnie rozwiązać i ruszaj do działania. Pamiętaj, że zasada „Samolub swojego klienta!” sprawdziła się już w wielu przypadkach i jest bardzo prawdopodobne, że i tobie pomoże osiągnąć wielki sukces w biznesie!