Rok: 2011

366 kratek

2012EMPT

2012 rok to na razie tylko 366 pustych kratek do zapełnienia.

Kryzys, kryzysem, refundacja leków, refundacją leków, pogoda, pogodą, ale tak naprawdę to tylko od ciebie zależy, co zrobisz z kolejnymi kratkami.

W każdych okolicznościach możesz zmarnować dzień, spędzić go bezmyślnie w szkole lub pracy, przesiedzieć przed telewizorem lub utopić w alkoholu.

Możesz, ale nie musisz.

Nic nie musisz.

Ale możesz.

Możesz ruszyć głową i sprawić, żeby każda z tych kratek wypełniła się treścią, żeby warto było ją przeżyć.

Albo chociaż połowę z nich.

Albo chociaż tę jedną…

Tego ci życzę w Nowym Roku!

2012YN

Święta bez poczucia winy

Przed świątecznym obżarstwem serwuję wam tłumaczenie doskonałego, świątecznego wpisu Leo Babauty:

„Powróć na dobrą drogę!” [zenhabits.net]

Ludzie pragnący żyć zdrowo i cieszyć się dobrą kondycją mają dziś wielkiego kaca moralnego po obżarstwie z okazji Święta Dziękczynienia. Jeśli nie mieszkasz w Stanach Zjednoczonych, też doświadczasz tego uczucia, tyle że w innym miejscu i czasie.

To była uczta! Ale przesadziłeś i dziś czujesz wstręt do siebie, bo znowu zawiodłeś.

Odrzuć te przygnębiające uczucia, rusz tyłek i wróć na dobrą drogę.

Ja też regularnie folguję sobie w każde święta i potem czuję się winny – tak przez minutę. A po chwili uświadamiam sobie, że to poczucie winy nie uczyni mnie zdrowszym. Natomiast sprawi to dzisiejsza, prawidłowa dieta, bo dzień wczorajszy nie ma już znaczenia. Dieta okraszona ruchem na świeżym powietrzu, odrobiną ćwiczeń i wysiłku.

Dlaczego dzień wczorajszy nie ma znaczenia? Ponieważ jeden dzień obżarstwa jest nieistotny w dłuższej perspektywie, a właśnie ta dłuższa perspektywa to podstawa sukcesu w każdej dziedzinie. Chcesz być przecież zdrowy i sprawny przez całe życie, a nie tylko przez jeden dzień. A w skali życia jeden dzień nie znaczy nic. Liczy się to, co robisz przez ich zdecydowaną większość.

Skończ więc celebrację swojej winy i przestań się martwić. Zacznij zdrowo jeść i ćwiczyć. DZIŚ!

Jeśli utrzymujesz dyscyplinę w życiu, jeden grzeszny dzień jest po prostu wytchnieniem, na które zasłużyłeś. Teraz wróć na dobrą drogę i poczuj, jaki jesteś wspaniały.

A jeśli dotychczas nie trzymałeś pionu, po obżarstwie masz wystarczająco dużo energii, żeby się „uruchomić”. DZIŚ! Wyjdź na spacer, odetchnij świeżym powietrzem. Zagraj w piłkę z dzieciakami. Zrób kilka pompek, przysiadów i wypadów, zamiast siedzieć cały dzień na czterech literach. Nie ma znaczenia, co zrobisz – ważne, żebyś zaczął się ruszać.

Dzień wczorajszy pojawił się i znikł. Mam nadzieję, że spędziłeś go równie przyjemnie jak ja. A dziś… dziś dasz czadu! Zostaniesz panem swojego zdrowia i sprawności.

Srutu tutu, kłębek drutu!

„Dlaczego porażka może przybliżyć cię do sukcesu?” – tak zatytułowała swój wpis pewna blogerka.

A ja na to:

Srutu, tutu, kłębek drutu!

Cała branża rozwoju osobistego to wmawianie ludziom, że sukces jest tuż za rogiem. Że wystarczy tylko wyjrzeć i już go widać, słychać i czuć. Że nawet największe niepowodzenia są krokiem w dobrym kierunku, bo przecież można z nich wyciągnąć konstruktywne wnioski!

Owszem, można, ale dlaczego tak niewiele osób jest w stanie to zrobić?

Dlatego, że nie wystarczyć wyciągnąć wnioski – trzeba jeszcze coś z nimi zrobić! Zmienić swój sposób działania i naprawić to, co zostało spaprane. Tymczasem spotykam mnóstwo osób, dla których podstawowym działaniem po porażce jest zakup kolejnego poradnika „Jak odnieść sukces w życiu”. Robią tak, ponieważ… poprzedni podręcznik nie zadziałał.

Nie łudź się! Zdecydowana większość porażek wcale nie zwiastuje przyszłych sukcesów. Albo są tak dotkliwe, że bardzo długo będziesz wydobywał się z dołka, w który wpadłeś, albo nie wyciągniesz z nich żadnych niewygodnych wniosków, które wpłynęłyby na zmianę twojego postępowania i nadal będziesz powtarzał swoje błędy.

Mówią, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Akurat! Czy gdy bandyta wybije ci jedno oko, to drugim zaczniesz lepiej widzieć? Co za stek bzdur!

Co gorsze, wcale nie jest też powiedziane, że sukces musi prowadzić do kolejnego sukcesu! Oczywiście łatwiej jest przeskoczyć kałużę z rozpędu, ale na jej brzegach często czai się błocko, które z radością nada idealny poślizg twoim butom. I orzeł gotowy. Pędząc od sukcesu do sukcesu zaczynasz przeceniać swoje możliwości, brać chwilową przychylność losu za pewnik i dochodzić do wniosku, że jesteś nieomylny.

Jaki więc morał wynika z tego mojego gderania?

  1. Nic nie zastąpi zdrowego rozsądku i uczciwego spojrzenia na swoje dokonania.
  2. Nic nie zastąpi przekuwania wniosków w działanie.
  3. Każde zdarzenie – sukces, porażka, a nawet zwykła, szara rzeczywistość – może być uwerturą zarówno do zwycięstwa, jak i do sromotnej klęski. Twoim zadaniem jest zwiększanie prawdopodobieństwa własnej wygranej – wytrwałe zachęcanie losu, żeby przeszedł na twoją stronę.