Jest jeden obszar, w którym Buddyzm dał mi znaczącą przewagę nad innymi ludźmi. Uleczył mnie z tego, co nazywam Wielką Chorobą Zachodu.
Wielka Choroba Zachodu dotyka każdego, kto mówi lub myśli „Byłbym szczęśliwy, gdybym…” – i tu wstaw odpowiedni warunek.
- Byłbym szczęśliwy, gdybym miał milion dolarów na koncie.
- Byłbym szczęśliwy, gdybym przeniósł się do większego domu.
- Byłbym szczęśliwy, gdyby moje dzieci zdały maturę.
- Byłbym szczęśliwy, gdybym przeszedł na emeryturę.
- Byłbym szczęśliwy, gdybym stracił 10 kilogramów.
- Byłbym szczęśliwy, gdybym spłacił hipotekę.
Lista warunków szczęścia, które możemy wstawić, jest nieskończona, tak jak zestawienie ludzkich apetytów i pragnień. Ale to tylko złudzenie. Kiedy zdobywamy milion dolarów, nie jesteśmy usatysfakcjonowani – chcemy dodać do niego następny. Kiedy dzieci wreszcie się usamodzielniają, wcale nie stajemy się „wolni”; jakieś inne zobowiązania, na przykład choroba matki lub ojca, wkrótce zaczyna domagać się naszej uwagi. Gdy zrzucamy 10 kilogramów, osiągnięcie to okazuje się ulotne; wkrótce zdajemy sobie sprawę, że jeszcze ciężej jest utrzymać odpowiednią wagę.
„Byłbym szczęśliwy, gdybym…” jest bardzo zachodnim sposobem myślenia. Wierzymy, że osiągnięcie celu uczyni nas szczęśliwymi, łatwo ignorując fakt, iż linia, do której dążymy, zawsze przesuwa się nieco poza nasz zasięg. Czasami przemieszczamy ją sami. I nie ma w tym nic złego. Bez wyznaczonych celów nigdy byśmy niczego nie osiągnęli. Wielka Choroba Zachodu polega na tym, że całkowicie skupiamy się na przyszłości kosztem cieszenia się życiem, które przeżywamy właśnie w tej chwili.
Marshall Goldsmith „Mojo” (79-80)