Waldemar Pawlak wpadł w zeszłym tygodniu do saloniku, w którym zgodnie zasiadało emerytalne towarzystwo wzajemnej adoracji, i – za przeproszeniem – puścił bąka. Zaproponował bowiem ultraliberalny, minimalistyczny system ubezpieczeń emerytalnych polegający na tym, że każdy zatrudniony, niezależnie od zarobków, płaciłby składkę 120 złotych miesięcznie, a po przejściu na emeryturę otrzymywałby 1200 złotych miesięcznie (kwotę wystarczającą do godnego przeżycia), także niezależnie od dawnych zarobków. Dodatkowo, na własną rękę mógłby gromadzić oszczędności w bankach i funduszach, jednak państwo nie miałoby nic do tego. Podobno tego typu mechanizm z powodzeniem działa w Kanadzie i Szwecji.
Zastanówmy się najpierw, czy od strony matematycznej zaproponowany przez Waldemara Pawlaka system miałby szansę działać. Przyjmijmy, że:
- młody człowiek po studiach zaczyna pracę nie później niż w wieku 25 lat;
- prawo do emerytury nabywa się po osiągnięciu 65 roku życia;
- średnia długość życia wynosi 75 lat;
- zbierane pieniądze są inwestowane i osiągają roczną stopę zwrotu 5% ponad inflację.
Zatem przyszły emeryt, wpłacając przez 40 lat po 120 złotych miesięcznie (1440 złotych rocznie), powinien zgromadzić tyle środków, żeby potem przez średnio 10 lat otrzymywać po 1200 złotych miesięcznie (czyli 14400 złotych rocznie). Oto stosowne wyliczenie (dla uproszczenia zakładam kapitalizację odsetek na koniec roku i zaokrąglam wyniki do pełnych złotych):
- 26 rok życia – na koncie 1440 zł (wpłacone w pierwszym roku);
- 27 rok życia – na koncie 1440*1.05 zł (wpłacone w pierwszym roku z odsetkami) + 1440 zł (wpłacone w drugim roku) = 1512 + 1440 = 2952 zł;
- 28 rok życia – na koncie 2952*1.05 zł + 1440 zł = 3100 + 1440 = 4540 zł;
- 29 rok życia – na koncie 4540*1.05 zł + 1440 zł = 4767 + 1440 = 6207 zł;
- 30 rok życia – na koncie 6207*1.05 zł + 1440 zł = 6517 + 1440 = 7957 zł;
- 35 rok życia – na koncie 18113 zł;
- 40 rok życia – na koncie 31074 zł;
- 45 rok życia – na koncie 47617 zł;
- 50 rok życia – na koncie 68730 zł;
- 55 rok życia – na koncie 95675 zł;
- 60 rok życia – na koncie 130066 zł;
- 65 rok życia – na koncie 173956 zł;
- 66 rok życia – na koncie (173956 – 14400) * 1,05 zł (pierwszy rok wypłaty, odsetki od reszty) = 159556 * 1,05 zł = 167534 zł;
- 70 rok życia – na koncie 138471 zł;
- 75 rok życia – na koncie 93181 zł;
- 80 rok życia – na koncie 35378 zł;
- 82 rok życia – na koncie 8008 zł.
Jak widać, przy założonych parametrach i bardzo konserwatywnym podejściu do naliczania odsetek, system się domyka. Można sprawdzić, że dzieje się tak nawet przy rocznej stopie zwrotu 4% ponad inflację. A przecież system będą zasilać także ci, którzy zaczną pracować przed 25 rokiem życia!
No ale emerytalne towarzystwo wzajemnej adoracji wie lepiej. Oto kilka cytatów z pierwszej strony piątkowej (2010-04-23) Gazety Wyborczej okraszonych moimi komentarzami:
– To nieodpowiedzialne słowa, głupota – mówi Jeremi Mordasewicz, członek rady nadzorczej ZUS. – Nikt nie robi referendów w sprawie wysokości podatków, składek, opłat. Każdy powie, że mają być jak najmniejsze.
Punkt siedzenia wyznacza punkt widzenia pana członka rady nadzorczej ZUS. Jednak z tym referendum nie mogę mu odmówić racji. Nie warto tracić pieniędzy. Należy bez zbędnych pytań, odważnie wprowadzić nowy system.
Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek z PKPP Lewiatan, członkini Rady Gospodarczej przy premierze, uważa, że system kanadyjski nie ma u nas szans. Bo rodacy nie umieją inwestować i nie mają nawyku odkładania pieniędzy na przyszłość.
Bo to, proszę pani, w ogóle jest głupie i przypadkowe społeczeństwo w tej Polsce…
Wiktor Wojciechowski, ekonomista fundacji FOR, mówi, że gdyby obniżono składkę emerytalną do 100 zł miesięcznie dla mężczyzny zarabiającego średnią krajową, to po 40 latach pracy zgromadzone składki wystarczyłyby na wypłatę 265 zł brutto emerytury! To ponad 400 zł mniej, niż wynosi obecnie gwarantowana ustawowo emerytura minimalna (706 zł).
Ja na miejscu ekonomisty fundacji FOR powiedziałbym mocniej: „Te marne 120 złotych od łebka przecież nie wystarczą na utrzymanie ZUS-u, a co dopiero na wypłatę emerytur!”. A może właśnie Pawlakowi chodzi o to, żeby już nie utrzymywać ZUS-u?
– Aby dostawać 1200 zł, mężczyzna musiałby pracować przez 60-70 lat. A kto będzie tyle pracował? – pyta Mordasewicz. – To wprowadzanie opinii publicznej w błąd, często politycy mówią o czymś, na czym się nie znają.
Okazuje się, że nie tylko politycy „mówią o czymś, na czym się nie znają”.
Podsumowując, zastanówcie się drodzy czytelnicy, co według was ma sens, a co nie. Ja w każdym razie nie liczę na żadne pieniądze z ZUS-u i każdemu radzę przyjęcie podobnego założenia. A jeśli coś kiedyś skapnie, to jeszcze lepiej, nieprawdaż?
2 myśli w temacie “Emerytura Pawlaka”