Z sobie tylko znanych powodów przeczytałem debiutancką powieść Anity Bartosiewicz „Klubowicz”. Czytało się całkiem dobrze, finał może nie był olśniewający, ale w międzyczasie wynotowałem następujące – moim zdaniem ciekawe – cytaty:
Taksówkarz, typ gawędziarza, nadawał całą drogę. Kevinowi huczało w głowie. Pomyślał, że jeśli ludzie mają do wypowiedzenia w jednym życiu określoną liczbę słów, to ten człowiek już dawno powinien nie żyć. (19)
To było jak staczanie się małych, drobnych kamyczków z samego szczytu olbrzymiej góry.
Tam wysoko można je jeszcze zatrzymać, zmienić kierunek, kopnąć gdzieś w krzaki. Ale jeśli się tego w porę nie zrobi, to bardzo szybko te małe, drobne kamyczki zmienią się w groźną lawinę niosącą zniszczenie, a czasem śmierć. (51)
Ta powieść dla każdego innego czytelnika była tylko historią faceta z niezrozumiałymi dla większości problemami. Dla niego była jak lustro, w którym oglądał samego siebie i wydarzenia z przeszłości, wcale nie tak odległej, jak mogło by się wydawać. (79)
Alex starał się pomagać, chronić go, ale jednocześnie gdzieś bardzo głęboko, za pokładami troski i szczerej przyjaźni pojawiało się dziwne uczucie satysfakcji.
Co z tego, że Kevin był przystojny, że to nim, a nie Aleksem interesowały się dziewczyny, i te w firmie, i te poznawane na żaglach.
Oto niezwykle zadbany i ubrany zgodnie z najnowszymi trendami mody mężczyzna potrzebuje jego pomocy, jak dziecko. A on, Alex, duży facet bez żadnych problemów, z prostym pojmowaniem świata i niewyrafinowanym gustem tej pomocy mu udziela. (113-114)