Nie masz czasu czytać tego wpisu? To go posłuchaj! Tutaj albo w postaci podcastu Biznesu Bez Stresu dostępnego we wszystkich rozgłośniach od Apple po Spotify i YouTube!
W tygodniu poprzedzającym Dzień Zadumy Nad Przemijaniem postanowiłem podzielić się z tobą dwiema refleksjami na temat sukcesji. Praktycznie każdy z nas zaczyna kiedyś rozumieć, że nic nie trwa wiecznie. Pragniemy jednak, żeby to, co stworzyliśmy, przeżyło nasze odejście – na wyższe stanowisko, emeryturę albo z tego świata. Co w związku z tym warto sobie uświadomić?
Po pierwsze pamiętaj, że nie możesz liczyć, iż będziesz miał wpływ na to, co dzieje się tam, gdzie ciebie już nie ma. Jeżeli prowadzisz swoją firmę i chcesz, żeby rodzina kontynuowała twoje dzieło, to wiedz, że twoje chcenie działa tylko wtedy, gdy nad nim czuwasz.
Nie łudź się, że wystarczy przekształcić firmę w spółkę i uczynić akcjonariuszami małżonka i dzieci, żeby oni po twoim odejściu z firmy sami bez problemu pociągnęli ten wózek. Albo żeby chociaż potrafili zatrudnić menedżera, który zrobi to za nich. Wyobraź sobie pogrążoną w żałobie rodzinę, która ma tylko mgliste pojęcie o działaniu twojej firmy i rekrutuje „nowego prezesa”.
Nie na tym to polega! Taka sukcesja TO LOTERIA, nawet jeśli nie weźmiemy pod uwagę zagrożenia, że taki kontraktowy menedżer może wyprowadzić cały biznes do swojej własnej spółki.
Prawidłowa sukcesja zaczyna się na długo przed odejściem właściciela z firmy i polega na stopniowym przekazywaniu pałeczki następcom, zanim stanie się to konieczne.
Teoretycznie pierwszymi, naturalnymi sukcesorami powinni być potomkowie przedsiębiorcy, ale kiedy spojrzysz na doświadczenia rodzinnych biznesów, wcale nie okazuje się to takie łatwe. Dzieci zamożnych rodziców wiedzą, że mogą wybrać „swoją drogę”, i często z tego korzystają.
Drugą myślą związaną z sukcesją jest ważne spostrzeżenie, o którym nie możesz zapominać, kiedy przygotowujesz kogoś do przejęcia twoich obowiązków. Często masz wówczas ochotę stwierdzić: „To nie ma sensu! Przecież on jeszcze przez wiele lat nie będzie tak dobry jak ja!”. TO BŁĄD!
Zamiast tak pomstować, powinieneś zdać sobie sprawę z tego, że twój następca nie musi być tak kompetentny jak ty teraz. Wystarczy, że będzie taki, jaki ty byłeś wtedy, kiedy obejmowałeś to stanowisko! Też niewiele wówczas wiedziałeś i popełniałeś żenujące błędy. To jest uczciwy sposób oceny osoby, która ma cię zastąpić!
Super temat!
Przygotowanie do sukcesji to proces, w dodatku bez gwarancji sukcesu. Z mojego otoczenia (czyli przez ostatnich 40 lat) jedyną dobrą sukcesją jest przejęcie firm przez dzieci dr.JK.
Zmarł nagle w wieku 65 lat, czyli mógł myśleć o jeszcze min 20 latach życia. Ale chyba myślał o sukcesji wcześniej, bo rodzeństwo (mimo rozbieżnych zainteresowań i masy własnych kłopotów osobistych) płynnie przejęło stery i bardzo szybko zeszło z linii strzału różnych Zer czy Kurdupelków.
A w jego (dr. JK) bliskiej rodzinie sukcesja przebiegła zupełnie inaczej, w zasadzie bez sukcesji. Dzieci wybrały własną drogę, zadowoliły się premią za odstępne. I tyle. To są fakty, nie ocena.
PolubieniePolubienie
Dziwne. napisałem koment, wysłałem i cisza…
PolubieniePolubienie
@Orginal_Replica: Zależy, o jakiego rodzaju sukcesji mówimy. Dzieci dr.JK przejęły schedę po ojcu finansowo, ale chyba nie palą się do kontynuacji branżowej. Rezygnacja z działań na styku z państwem polskim zapewniła im względny spokój.
PolubieniePolubienie
@Orginal_Replica: Zagubiłeś mi się w spamie…
PolubieniePolubienie
Co robię nie tak, że ląduję bezpiecznie w spamie?
Wracając do tematu – ojciec zaczynał biznes w PL niemal od zbijania nieheblowanych palet. Przesadzam – dla jego firmy podwykonawcy zbijali ściany tzw „domków ogrodowych” z desek i to szło na paletach do DE, chyba do Bauhaus. Potem się pojawiła chemia gospodarcza i perfumy Reve (absolutny przebój), a dopiero po zmianie ustroju zaczął się prawdziwy biznes – przewaga JK polegała na tym, że znał rynek, ludzi i metody negocjacji, a do tego był ujmująco grzeczny, dobrze wychowany i miał tzw „zachodni sznyt”. A po drugiej stronie stolika siadali spoceni faceci w zielonych garniturach albo tureckich swetrach, bez znajomości świata, języków i żądni kasy. W pierwszych latach te kontakty handlowe przypominały zakupy za paciorki i perkal. Natomiast dzieci były już na wyższym zwoju spirali, chociaż ojciec pozwalał im nabijać sobie guzy (słynna firma kanapkowa – dowożenie zrobionych przez siebie kanapek do biur pod Poznaniem). Dopiero potem, po odebraniu wykształcenia, powstały serwerownie i zaczęło się zarządzanie elementami majątku.
Resztę, mniej lub bardzie prawdziwą, można znaleźć w książce (ciekawy autor) i artykułach gazetowych.
PolubieniePolubienie
@Orginal_Replica: Dzięki, nie śledziłem dokładnie historii biznesów JK. Jestem bardzo ciekawy, jak przebiegnie sukcesja w WB Electronics. Trudno zastąpić urok i sprawność lidera znającego topografię ministerialnych korytarzy…
PolubieniePolubienie