Nie masz czasu czytać tego wpisu, to go posłuchaj! Tutaj albo w postaci podcastu Biznesu Bez Stresu dostępnego we wszystkich rozgłośniach od Apple po Spotify i YouTube!
Po wielu wpisach poetycko-mylnerycznych oraz teoretycznych czas na powrót do korzeni Biznesu Bez Stresu. Dziś praktyczna sztuczka taktyczna dla tych, którzy nienawidzą swojej listy rzeczy do zrobienia. Jak sprawić, żeby ta lista przestała być kapralem, który ciągle wrzeszczy ci nad uchem i rozkazuje, za co masz się wziąć?
Zwykle lista rzeczy do zrobienia wygląda tak:
- * Do zrobienia! *
- [_] Sporządź raport sprzedaży za czwarty kwartał!
- [_] Porozmawiaj z Kowalskim na temat jego zachowania na zebraniu!
- [_] Przygotuj grafik dyżurów w okresie świąteczno-noworocznym!
- [_] (…)
Co jest nie tak z tą listą?
Po pierwsze już sam jej tytuł nie nastraja optymistycznie. Czytasz „Do zrobienia!” i od razu czujesz się przytłoczony, że masz… tyle do zrobienia. :-)
A po drugie każdy element twojej listy zaczyna się od nieznoszącego sprzeciwu czasownika w trybie rozkazującym (sporządź, porozmawiaj, przygotuj). Już na samą myśl o spojrzeniu na taki spis robi się człowiekowi niedobrze!
Czy musi tak być?
A może istnieje jakiś sposób uczynienia listy rzeczy do zrobienia przyjaciółką, a nie wrogiem?
TAK, jest taka metoda! Zastosuj sztuczkę psychologiczno-językową, która sprawi, że przestaniesz być pachołkiem do wykonywania poleceń. Zmień tytuł swojej listy i składnię jej poszczególnych punktów. Niech od dziś wygląda tak:
- * Załatwione? *
- [_] Raport sprzedaży za czwarty kwartał sporządzony.
- [_] Rozmowa z Kowalskim na temat jego zachowania na zebraniu przeprowadzona.
- [_] Grafik dyżurów w okresie świąteczno-noworocznym przygotowany.
- [_] (…)
Teraz tytuł listy sugeruje, że jest ona tylko spisem tego, co już osiągnąłeś, a nie litanią żądań. A każdy punkt opisuje wspaniały stan danej sprawy po jej załatwieniu! Czyż nie brzmi to o wiele optymistyczniej?
Chodzi o twoje samopoczucie – niech twoja lista nie krzyczy na ciebie, tylko niech grzecznie rejestruje twoje postępy i delikatnie przypomina ci, co jest jeszcze do zrobienia.
Dlaczego to działa? Dlatego, że język, którym się posługujemy, nie tylko opisuje nasz świat, ale także go kształtuje!
Załatwione? Załatwione!
Mam bardzo zbuntowany umysł p-ko konieczności „robienia”. I wiecznie muszę robić jakieś podchody pod siebie. Właśnie kilka minut temu zrobiłem listę i po lekturze Twojego wpisu jeszcze jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Na swojej liście nie mam praktycznie czasowników. Czyli wygląda ona tak:
1) xxxx Umowa
2) Ugoda xxxx
3) wydruk xxxx
4) wydruk yyyy
5) zmiana nazw plików xxxxx
6) Tomek mail informacja
Przyjrzałem się temu trochę (razem z Twoją propozycją) i poczułem, że czasowniki mnie zniechęcają – bo kojarzą mi się, że muszę coś zrobić (a większości tych rzeczy robić mi się nie chce – tylko właśnie „muszę” je zrobić).
Ale podoba mi się tytuł Twojej listy („Załatwione”) – chętnie skorzystam.
Moją dodatkową „sztuczką” jest to, że na liście rzeczy do zrobienia zamieszczam też jakieś drobne czynności, których wykonanie po pierwsze nie nastręczy mi kłopotów i nie jest wymagające (wydruk czegoś tam) lub wręcz będzie dla mnie satysfakcjonujące (wysłanie maila z informacją do Tomka – tu akurat bezinteresownie pomagam bliskiemu koledze), bo wtedy jakoś odchaczenie tych rzeczy napędza mnie do tego, żeby zacząć odchaczać te, za które nie chce mi się zabierać (pisanie umowy, ugody itp).
PolubieniePolubienie
@Piotrek: Do wzięcia się do roboty mobilizują nas różne bodźce. W GTD raczej nie unika się czasowników, ponieważ Najbliższe Działanie to czynność, a nie rzecz. Ale jeśli to Ci pomaga, to świetnie!
Pomysł z „małymi zwycięstwami” na liście jest bardzo dobry – nadają rozpęd do działania.
PolubieniePolubienie