Jeden z początkujących adeptów Getting Things Done (GTD) Davida Allena stwierdził, że chociaż metoda ta niezbyt przystaje do jego sytuacji życiowej, będzie ją stosował, ponieważ „zmarnował już wystarczająco dużo czasu, żeby się jej nauczyć”. Szanuję jego wytrwałość i samozaparcie, ale… NIKT NIGDY, PRZENIGDY nie powinien tak uzasadniać, dlaczego robi to, co robi!
Efekt utopionych kosztów polega na kurczowym trzymaniu się podjętych decyzji (nawet tych nietrafnych lub wręcz katastrofalnych) tylko dlatego, że ich wdrożenie wiązało się ze znacznymi kosztami lub wysiłkiem. Warto być konsekwentnym, ale z innych powodów niż wielkość wcześniej poniesionych inwestycji.
Kontynuację określonych działań należy rozpatrywać TYLKO pod kątem przyszłych zysków, zapominając o przeszłych kosztach.
W mojej książce „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?” ująłem to tak:
Każda twoja decyzja i każde działanie wiążą się z pewną inwestycją. Mogą to być pieniądze albo inne dobra materialne, ale może nią być również twój wysiłek, świetne pomysły, dobre rady oraz emocje związane z zaangażowaniem się w jakąś sprawę. Pragniesz, żeby nic z tego twojego wkładu nie przepadło, żeby nie poszedł on na marne.
Ten żal jest zrozumiały, ale szczerze ci odradzam branie pod uwagę tego, co już włożyłeś w dany interes, podczas podejmowania decyzji, czy włożyć jeszcze więcej. Jeżeli przedsięwzięcie „nie rokuje”, porzuć je jak najprędzej, zagospodaruj to, co da się wykorzystać w przyszłości, i zajmij się czymś innym – bardziej obiecującym. Z drugiej strony, jeśli na czymś bardzo ci zależy, a już sporo w to zainwestowałeś, nie wahaj się dołożyć drugie tyle, żeby doprowadzić sprawę do końca.
A jeśli chodzi o GTD, to możliwe jest (choć bardzo mało prawdopodobne), że metoda ta nie pasuje do twojego stylu życia i pracy. W takiej sytuacji nie ma sensu dalej się męczyć!
Pamiętaj jednak, że David Allen zebrał w swojej książce dość oczywiste, zdroworozsądkowe zasady, które nie mają prawa nie działać. Problem polega tylko na tym, że po pierwszych kilku tygodniach stosowania GTD może dopaść cię pewne zniechęcenie. Twój mózg nie zaufał jeszcze systemowi, intuicja nie wykształciła się podczas Przeglądów Tygodniowych, więc nie czujesz ulgi związanej z uwolnieniem się od natrętnych myśli. Zaczynasz wątpić w metodę i zaniedbujesz swój system, nie aktualizując jego zawartości.
Tymczasem David Allen stwierdził kiedyś, że:
- 2 godziny – tyle czasu potrzebujesz, żeby w ogólnych zarysach uchwycić ideę GTD (tyle zajmie ci przeczytanie pierwszego rozdziału podręcznika GTD).
- 2 dni – tyle czasu potrzebujesz, żeby zainstalować GTD, czyli założyć archiwum, sporządzić kontekstowe listy Najbliższych Działań, listę Projektów, listę Może Kiedyś, uporządkować rzeczy na biurku itp.
- 2 miesiące – tyle czasu potrzebujesz, żeby zasady postępowania składające się na metodę GTD stały się dla ciebie bezwiednie wykonywanymi nawykami.
- 2 lata – tyle czasu upłynie zanim osiągniesz Czarny Pas GTD – czyli stan, w którym GTD jest twoją drugą naturą, masz do systemu pełne zaufanie, Przegląd Tygodniowy jest ci niezbędny tak, jak codzienne mycie zębów, a twój umysł jest wolny od stresujących myśli i gotowy odpowiednio zareagować na niespodzianki, które niesie życie.
Nie oczekuj więc, że już po miesiącu GTD stanie się niezawodnym i naturalnym narzędziem pomagającym ci urzeczywistniać twoje marzenia. Dopiero po kilkudziesięciu Przeglądach Tygodniowych twój umysł stanie się spokojny jak tafla wody. Zapewniam cię, że to dobra inwestycja, a nie żadna strata czasu!
Dawno, dawno temu kiedy początków biznesu uczyliśmy się od instruktorów Amway’a wpajano nam zasadę – przy każdym przedsięwzięciu biznesowym załóż sobie z góry dopuszczalny limit kosztów (strat) i maksymalny czas „rozkręcania”.
Nie każdy pomysł będzie żarł, nie każda osoba nadaje się do biznesu. Takie limity chronią przed klęską.
PolubieniePolubienie
A czy nie wystarczy ćwiczyć SOS (Sztukę Odwiązywania Się)? Ja praktykuję ją odkąd tu o niej przeczytałem i życie jest o wiele szczęśliwsze gdy można z łatwością porzucać zbędne ciężary i odwiązywać od niepotrzebnych problemów. Jedyna nauczka, nie pokazywać tej sztuki sznurówkom. ;)
PolubieniePolubienie
@Orginal_Replica: Utrzymanie właściwej równowagi pomiędzy konsekwencją w działaniu a elastycznością jest chyba najtrudniejszą sztuką. I w biznesie, i w życiu.
PolubieniePolubienie
@Adam: Celne nawiązanie! Jednak nie każdemu przychodzi łatwo odwiązywanie się od konkretnej gotówki zainwestowanej w biznes, który okazał się niewypałem. I dalej brną w koszty. Podobnie jest z zatrudnianiem współpracowników. Zamiast zatrudniać powoli, a zwalniać szybko, wielu przedsiębiorców robi dokładnie odwrotnie.
PolubieniePolubienie
No i jedni sportowcy słuchajom TesTeqecka, a drudzy nie. Narciorze alpejscy – słuchajom. Kie wypadnom z trasy, to wycofujom sie z zawodów, choć przecie nifto im nie zabranio wrócić na trase i jechać dalej. Natomiast piłkorze – nie słuchajom. Nawet kie w 80. minucie mecu przegrywajom 10:0, to nie schodzom z boiska i grajom dalej, choć nadziei na dobry wynik juz zodnej, za to ryzyko kontuzji – owsem jest. Widocnie piłkorze mówiom se: Eh, telo juz wysiłku włozyli my w ten mec, ze nie widzimy juz inksego wyjścia, jak grać do końca :)
PolubieniePolubienie
@owcarek podhalański: A ciężarowcy to różnie. Czasami trzymają swoją sztangę nad głową, a czasami ją upuszczają, mimo że już była na wysokości brody i wystarczyło tylko trochę popchnąć do góry… ;-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Okołosportowe metaforyzowanie Owczarka i Gospodarza przyponniało mi Utopione koszty – dramat większy:
Jest taka opowieść o skokach narciarskich, będąca metaforą współczesnej historii Polski. Opowiada zakopiańczyk, który był na skokach narciarskich: „Skoce Niemiec. Odbicie mo dynamicne, sprzęt mo niemiecki. Leci pięćdziesiąt metrów. Osiemdziesiąt. Sto. Spodł. Drugi skoce Austriak. Odbicie mo dynamicne, sprzęt mo austriacki. Leci pięćdziesiąt metrów, sto, sto dwadzieścia. Spodł. Trzeci skocem jo. Odbicie mom dynamicne, sprzęt mom własny, prywatny. Lecę se sto metrów, sto pięćdziesiąt, dwieście. Jezus Maria, kiej nie trafie na halny wiater; kiej mnie nie cofnie na piętnoście metrów.” Te piętnaście metrów to właśnie tragizm historii Polski. *
PolubieniePolubienie
@a_cappella: Tak, bardzo często zajmujemy się martyrologicznymi przypowieściami, zamiast obnażyć błędy i skorygować je, żeby następny skok był lepszy.
PolubieniePolubienie