Widzimisja Prezesa

Wiele polskich firm prywatnych tylko pozornie może pochwalić się ponadprzeciętną sprawnością działania. Znakomicie wypadają jedynie w porównaniu z państwowymi molochami i organizacjami, gdzie ludzie nie chcą lub nie umieją efektywnie pracować.

Atutem firm prywatnych jest to, że w ich przypadku istnieją konkretni właściciele, którym zależy na sukcesie, ponieważ inaczej poszliby z torbami. Swoimi własnymi torbami, a nie torbami należącymi do społeczeństwa, czyli do nikogo.

Problem w tym, że bardzo często właściciele ci nie umieją prawidłowo zarządzać swoim przedsiębiorstwami. Nie umieją, ale uważają się za mistrzów biznesu – przecież ich firmy są w stanie błyskawicznie odbierać klientów krajowym, państwowym „potentatom”.

To przeświadczenie o własnej doskonałości sprawia, że strategią organizacji staje się „Widzimisja Prezesa” – jego nieprzekładalna na język maluczkich, niezawodna intuicja, bez której wszystko rozleciałoby się w proch i pył.

Teoretycznie spółki prawa handlowego powinny być zabezpieczone przed takimi „widzimisjami” strukturą zarządzania składającą się z Walnego Zgromadzenia Wspólników lub Akcjonariuszy, Rady Nadzorczej i Zarządu działających zgodnie z rozsądnymi regulaminami i praktykami prowadzenia biznesu. Jednak często to właściciel jest Prezesem, a Rada Nadzorcza bardziej przypomina Radą Rodzinną niż kompetentne ciało opiniotwórcze. W takich warunkach nie ma mowy o budowie sprawnej, samodzielnej organizacji.

Na dłuższą metę warsztaty rzemieślnicze stoją na przegranej pozycji w starciu z profesjonalnie kierowanymi korporacjami, które czerpią swoją mądrość z większej liczby źródeł niż tylko głowa Prezesa. Mają wypracowane sposoby zaspokajania potrzeb klientów, szacowania ryzyka i opłacalności przedsięwzięć oraz organizowania produkcji w mniejszej lub większej skali.

A dla krajowego „widzimisjonarza” zarówno przegranie przetargu („O rany, skąd ja wezmę na ZUS?”), jak i jego wygranie („O rany, sam tego nie dam rady zrobić!”) bywa przyczyną popadnięcia w tarapaty.

Dlaczego wygrana to kłopot?

Ponieważ bardzo często przedsiębiorstwo pozbawione odpowiedniej osnowy organizacyjnej musi posługiwać się hasłem „wszystkie ręce na pokład” bardziej pasującym do klęsk żywiołowych niż do sukcesów gospodarczych. Ale wtedy pożary zaczynają wybuchać na innych pokładach i trzeba natychmiast biec je gasić. W ten sposób załoga spędza gros czasu na bieganiu z wiadrami, zamiast na uszczęśliwianiu klienta.

Pamiętaj:

Nawet jeśli jesteś twórcą firmy i wiesz, co chcesz osiągnąć, nie przeszkadzaj ludziom, którzy potrafią twojemu przedsiębiorstwu nadać charakter wydajnej maszyny do zarabiania pieniędzy. Na samym entuzjazmie daleko nie zajedziesz.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.