Bezmyślne użycie w reklamie wódki zdjęcia dokumentującego tragiczny epizod stanu wojennego wywołało falę słusznego oburzenia. Producent trunku przeprosił i wytłumaczył się swoją nieświadomością. To zamknęłoby sprawę, gdyby nie przykra konstatacja, że dzisiejsza młodzież, jeżeli już cokolwiek wie o historii, to prędzej o Grecji i piramidach niż o Solidarności i Powstaniu Warszawskim.
Nie ujmując wagi żadnemu elementowi dziejów naszej cywilizacji, uważam, że tak być nie powinno. Dlaczego więc tak jest? Ponieważ na kolejnych szczeblach edukacji (szkoła podstawowa, gimnazjum, liceum) historia jest za każdym razem „wałkowana” od początku, czyli od, skądinąd istotnej, starożytności. Bardzo często z powodu braku dyscypliny dydaktycznej i zbyt szerokiego, życzeniowo określonego zakresu materiału, w ostatniej klasie brakuje już czasu na historię najnowszą. Na historię rodziców, dziadków i pradziadków.
Mam inny pomysł – związany z tytułem tego wpisu. No właśnie: czy ktoś się domyślił, co to słowo oznacza? To „historia” napisana wspak. Wspak czyli od tyłu.
Taka jest moja, ogłoszona wczoraj na Twitterze, koncepcja. Uczmy młodych ludzi historii, zaczynając od nich samych, od ich rodzin i otoczenia, w którym dorastają. Niech pytają „dlaczego?”. Dlaczego jest tak, jak jest, co się do tego przyczyniło i jaką rolę odegrali w tym ich rodzice i dziadkowie. A jak na sytuację dziadków wpłynęło pokolenie pradziadków? I tak dalej, i tak dalej. Dociekanie przyczyn tego, co zaszło, przypomina pracę detektywa. Jest czymś zupełnie innym niż nudne wklepywanie faktów i dat. Jest czymś naturalnym dla każdego dziecka!
Czy ktoś z historyków podjąłby się napisania takiego programu nauczania?
Czy Ministerstwo Edukacji Narodowej dopuściłoby do jego stosowania?
Tego nie wiem. Ja rzucam pomysł, a wy go łapcie! ;-)