Kiedyś było tak (cytat z portalu Wikicytaty):
Pewnego razu szlachcic spod Łukowa, Jakub Zaleski, przyjechał konno (była to wówczas naturalna forma podróżowania) do Warszawy; chciał wyprosić u Jana III Sobieskiego starostwo po swym zmarłym bracie. Króla na zamku nie było, bawił na polowaniu. Zaleski, szukając w puszczy myśliwych, natknął się na dworzanina. Zapytany przez niego, co będzie, jeśli król nie przychyli się do prośby o urząd wójta, odparł: to niech w ogon moją kobyłę pocałuje.
Kiedy szlachcic znalazł się przed obliczem króla, rozpoznał w nim przypadkowego dworzanina. Władca jeszcze raz zapytał, co będzie, jeśli Zaleskiemu nie przyzna starostwa. Ten wtedy rzekł: Słowo się rzekło, kobyła u płotu.
Króla rozbawiła śmiała odpowiedź, udzielił zgody, a słowa te, obecnie uważane za przysłowie, dotrwały do dnia dzisiejszego.
W dzisiejszych czasach przypadkowe społeczeństwo ciągle narzeka, że prezydenci, senatorowie, posłowie i radni obiecują dorodne gruszki na wierzbie, a potem wykręcają się i nie dotrzymują danego słowa. A ja się pytam tych wszystkich narzekaczy:
Poszliście do swoich wybrańców z kobyłą i rozbawiliście ich śmiałą odpowiedzią?
Jeśli nie, to spadajcie na drzewo! ;-)