Miałem sen…
Ujrzałem świat, w którym mój komputer, tablet, smartfon i aplikacje współpracują ze sobą bez najmniejszego trudu, komunikując się i sprawnie wymieniając informacje.
W dowolnym miejscu mogłem zaznaczyć fragment danych (lub wybrać ich całość, naciskając sprytną kombinację klawiszy Ctrl-A), skopiować do schowka za pomocą Ctrl-C i wkleić gdziekolwiek bądź, wykorzystując Ctrl-V.
Zaznacz… Kopiuj… Wklej… Zaznacz… Kopiuj… Wklej…
Wszytko działało tak perfekcyjnie, że właściwie przestałem już być potrzebny. Komputery zwolniły mnie z obowiązku zarządzania swoim życiem, z obowiązku myślenia…
I nagle obudziłem się.
Nie! To nie tak!
Bezmyślne zaznaczanie, kopiowanie i wklejanie informacji nie tworzy nowej jakości – jest tylko mnożeniem niepotrzebnych bytów. Tymczasem wielu adeptów metody Getting Things Done (GTD) Davida Allena ciągle szuka narzędzi, które zwolnią ich od myślenia.
Nie o to chodzi!
Mimo że nie jestem komputerowym analfabetą, mój system GTD jest zapisany na papierze. Właśnie po to, żebym nie mógł bezmyślnie kopiować informacji. Żebym musiał ją przetrawić i przed zapisaniem sparafrazować. Żebym musiał pomyśleć.
W ten sposób daję sobie okazję do rozważenia i uaktualnienia swoich priorytetów oraz zdobycia bezcennego poczucia posiadania własnego życia. To nie komputer, szef, sąsiad czy żona są jego właścicielami. Ono jest moje i tylko moje! Wszystkie jego blaski i cienie. I jest mi z tym bardzo dobrze!