Z okazji przypadających dziś urodzin Mojej Mamy przypomnę dwa komentarze, które dawno temu (w kwietniu 2007 roku) zamieściłem pod blogowym wpisem Adama Szostkiewicza „Polityka pomników” [szostkiewicz.blog.polityka.pl]:
TesTeq, 30 kwietnia 2007 o godz. 7:36:
Czy dlatego, że mój dziadek zginął w Starobielsku, zamordowany przez NKWD, mam teraz pluć w twarz każdemu napotkanemu Rosjaninowi? Rosjaninowi, którego ojciec lub dziadek być może zginął, święcie wierząc, że wyzwala Polskę spod okupacji hitlerowskiego najeźdźcy?
Budowanie swojej tożsamości na niekończącym się dążeniu do „wyrównania krzywd” to ślepy zaułek, nie ma bowiem obiektywnej miary tych krzywd i metody ich rozliczania.
TesTeq, 30 kwietnia 2007 o godz. 11:07:
(…)
Moja Mama zawsze mówiła mi, że moja Babcia zwykła mawiać:
„Nic nie jest ani całkiem białe, ani całkiem czarne.”
(…)
Tego właśnie nauczyła mnie Moja Mama, która odeszła miesiąc temu. NKWD zabiło jej ojca. Jej starsza siostra umarła na jej rękach, zraniona przez rosyjską bombę. Mało brakowało, żeby przez tę bombę sama straciła nogę, a może i życie. Widziała też, jak Niemcy zabijali jej kolegów, a sama cudem uniknęła śmierci z rąk niemieckiego żandarma. Ludowa władza nie pozwoliła jej studiować ze względu na sanacyjne pochodzenie.
I mimo tego wszystkiego nigdy nie pałała nienawiścią ani do Rosjan, ani do Niemców, ani do PRL-u.
Pisząc to doszedłem do wniosku, że wzbudzenie nienawiści, to największe zwycięstwo, jakie mogą nad nami odnieść nasi wrogowie.