Korzystając z walentynkowych okoliczności, wybraliśmy się z Panią TesTeqową do kina. Żeby wilk był syty i owca cała, obejrzeliśmy film „Her” przedstawiający – szokujący dla niektórych – obraz niedalekiej przyszłości, kiedy oprogramowanie otaczających nas przedmiotów zacznie nam się wydawać bardziej ludzkie niż ludzie, których mijamy.
Mówiąc w skrócie, główny bohater filmu nawiązuje intymną więź z systemem operacyjnym najnowszej generacji, który mówi do niego miłym, kobiecym głosem, budzi go rano i rozmową mobilizuje do przeżycia kolejnego dnia, pamięta o wszystkim, rozumie jego troski i cierpliwie wysłuchuje jego zwierzeń, nie wydziwia, nie boli go głowa, nie każe naprawiać cieknącego kranu i nie ma ciągłych pretensji, że jest nie taki, jaki powinien być.
Trzeba przyznać, że w wielu związkach cena, jaką płaci się za pozorną bliskość, jest zdecydowanie zbyt wysoka, więc bezfochowy partner wydaje się idealnym rozwiązaniem. Żeby się dowiedzieć, czy tak jest naprawdę i co o tym sądzą twórcy filmu, musisz sam wybrać się do kina. Więcej nie powiem nic.
Natomiast jako entuzjasta technologii, zacząłem zastanawiać się, jak realne jest stworzenie takiego idealnego towarzysza, który wypełni nasze życie sensem i poczuciem przynależności do czegoś większego niż my sami. I doszedłem do wniosku, że znaczna część populacji już tego doświadcza. Za przykład może posłużyć grono osób, których rzeczywistość kształtuje Antoni Macierewicz. Gdyby jeszcze łączność z nim była bardziej bezpośrednia, a nie tylko wiecowa i telewizyjna, zaspokajałby potrzeby wielu Polaków. Podobnie jak ojciec Tadeusz Rydzyk, który objawił się na cyfrowym multipleksie. Odnoszę wrażenie, że dzisiejsza technologia pozwala już na skonstruowanie takiego systemu operacyjnego. Dlaczego? Bo, jak głosi przysłowie, „wiara czyni cuda”, a przysłowia są wszak ludową mądrością…