Kolejny bieg Biegnij Warszawo za nami. 14 995 biegaczek i biegaczy wspólnie radowało się:
- cudowną, słoneczną pogodą;
- temperaturą, która sprzyjała biciu życiowych rekordów;
- czasem spędzanym aktywnie na świeżym powietrzu;
- wspaniałym towarzystwem ludzi, którzy chcą wspólnie dobiec do mety, nie podstawiając sobie wzajemnie nóg.
Była jednak grupa osobników, którzy z niepokojem patrzyli na tę eksplozję pozytywnych emocji, marszcząc swoje zatroskane czoła. I nagle wydarzyło się coś, czym mogli zapełnić puste szablony depesz agencyjnych: serce jednego z biegaczy nie wytrzymało wysiłku. Na coś takiego czekali od wielu lat!
Z całym szacunkiem dla nieszczęścia, które spotkało młodego człowieka i jego rodzinę, chciałbym was, drodzy dziennikarze, spytać, czym ta śmierć zasłużyła na wyróżnienie, na wymienianie jej jako głównego doniesienia w telewizyjnych i radiowych serwisach informacyjnych? Czy staruszce umierającej w szpitalu nie należy się równie eksponowane miejsce w waszych komputerach? O sercach nie wspominam, bo już dawno ich nie macie…
Stuknijcie się w głowę i zastanówcie, jak krzywe jest zwierciadło, w którym odbijacie rzeczywistość!
W Biegnij Warszawo 2013 nie pobiłem swojego ubiegłorocznego rekordu życiowego, ale 10 kilometrów pokonane w czasie 53’42” w rewelacyjnych okolicznościach przyrody jest dla mnie wystarczającą odtrutką na ohydę ziejącą z ekranów telewizyjnych i informacyjnych portali internetowych.