Nie sposób czasami nie odnieść wrażenia, że unikalną potrzebą i cechą narodową Polaków jest budowanie własnej tożsamości na poczuciu wspólnej klęski. I to nie byle jakiej klęski, ale klęski narodowej, najlepiej oficjalnie docenionej w kraju i za granicą przez rządy państw sąsiednich, przywódców mocarstw oraz organizacje międzynarodowe i międzygwiezdny pył.
Bo sukces jest podejrzany – wszak nikt uczciwy nie jest w stanie osiągnąć sukcesu w Polsce.
Dlaczego?
Dlatego, że do osiągnięcia prawdziwego sukcesu potrzebna jest współpraca. Współpraca przynosząca korzyści wszystkim, którzy wzięli udział w realizacji zamierzenia.
No właśnie… Ktoś odniósł korzyści, a ktoś inny nie… To już z daleka pachnie szwindlem…
Natomiast klęska jest niepokalana. Nawet jeżeli stanowi wynik czyjejś głupoty, bufonady lub braku profesjonalizmu. Skala tragedii każe nam zapomnieć o tych drobiazgach i taplać się w oczyszczającym jeziorze narodowego umartwienia.
Z tego powodu tak lubimy świętować przegrane bitwy, powstania i katastrofy, a w przypadku ewidentnych osiągnięć bez wytchnienia szukamy upragnionej dziury w całym.
Ale to się zmienia. Zmienia się, ponieważ internet zapewnił młodemu pokoleniu dostęp do kultur, które kierują się innymi systemami wartości i pogodniejszym podejściem do swojej historii. Podejściem charakteryzującym się szacunkiem dla ofiar klęsk, ale też trzeźwym osądem przyczyn tych niepowodzeń. Podejściem przepełnionym radosnym celebrowaniem sukcesów. I niech nikt nie próbuje tego procesu zatrzymywać, bo… jest bez szans.
Zakompleksiałe smutasy muszą przegrać z radosnymi optymistami samodzielnie kształtującymi swoją przyszłość.
Proponuję ci zatem, żebyś 13 grudnia 2012 roku z okazji Dnia Księgarza odwiedził najbliższą księgarnię i kupił sobie, a potem przeczytał jakąś mądrą książkę. Z pewnością przyniesie to więcej korzyści zarówno tobie, jak i naszemu krajowi, niż kolejna demonstracja w sprawie rozliczenia winnych tej czy innej klęski narodowej.