W zamieszczonym 26 kwietnia wpisie „The bully-victim cycle” Seth Godin opisuje cykle zachowań „terrorysty społecznego” (tak na potrzeby tego wpisu tłumaczę angielskie słowo „bully” oznaczające osobę znęcającą się nad młodszymi i słabszymi).
Ulubionym terenem działania terrorysty społecznego są zebrania i fora publiczne. Gdy jego obrzydliwe postępowanie zostaje obnażone i napiętnowane przez innego uczestnika (lub świadka) dyskusji, terrorysta społeczny natychmiast kieruje swój atak na osobę, która ośmieliła się cokolwiek mu zarzucić. I nie robi tego wprost, lecz, przekręcając i tendencyjnie interpretując usłyszaną ocenę swoich uczynków, przedstawia siebie jako ofiarę bezprecedensowego ataku. Nierzadko widzowie takiego marnego przedstawienia dają się wywieść w pole i, wierząc w dobro ludzkiej natury, przymykają oczy na te skandaliczne zachowania. Swoją bierność tłumaczą zwykle tym, że postanowili dać terroryście społecznemu kolejną szansę. I następną. I następną. Niestety dla takiego indywiduum jest to najczęściej tylko kolejna okazja do obrażania, szydzenia, plucia jadem nienawiści i zasmradzania atmosfery.
Nie wiem, kto konkretnie sprowokował Setha Godina do opublikowania tego wpisu. Nie sądzę, żeby jego kanwą były występy polskich terrorystów, ponieważ zasięg naszych reprezentantów w tej dziedzinie jest ściśle lokalny ze względu na hermetyczny obszar ich zainteresowań i brak znajomości języków obcych. Wnioskuję zatem, że terroryzm społeczny stanowi zjawisko ogólnoświatowe. Należy się z nim oswoić, mieć świadomość jego występowania oraz spokojnie i skutecznie reagować na wszelkie jego przejawy.
Jak to robić?
Przede wszystkim szybko i stanowczo, bo terrorysta społeczny to wrzód, a wrzody należy wyciskać, a nie smarować miodem.