Miesiąc: Listopad 2010

Jesteś towarem

Jak użytkownik blue_beetle serwisu MetaFilter słusznie zauważył:

If you are not paying for it, you’re not the customer; you’re the product being sold.

Czyli, w wolnym tłumaczeniu:

Jeśli dostajesz coś za darmo, to TY jesteś w tej transakcji sprzedawanym towarem.

Warto o tym pamiętać w szale przedświątecznych zakupów, w powodzi promocji i niebywałych okazji, którymi karmią nas media i świątynie konsumpcjonizmu.

Zwykle w tym kontekście myślisz przede wszystkim o swoich danych osobowych, które są wyłudzane za pomocą „kart stałego klienta” lub różnych loterii i konkursów, gdzie „każdy uczestnik wygrywa”.

Ale nie twoje imię i nazwisko są w tej transakcji najważniejsze. Chodzi o to, żebyś zaprzedał swoją duszę, a właściwie, mówiąc językiem racjonalistów i ludzi marketingu, żeby zawładnąć twoją uwagą. Bo ludzka uwaga i czas to dobra, które występują na ziemi w ograniczonej ilości – w przeciwieństwie do bitów i fal elektromagnetycznych, które można wytwarzać i przetwarzać bez ograniczeń (dopóki starczy energii, ale tym się nikt nie przejmuje).

Pamiętaj o tym wszystkim wtedy, gdy twoje oczy oślepi blask wystawnych iluminacji świątecznych, a twoje uszy ogłuszy dźwięk radosnych dzwoneczków tandetnego, mikołajowego zaprzęgu wykonanego w milionach egzemplarzy przez kiepsko wynagradzanych chińskich pracowników.

Co je moje, to je moje

Kazimierz Grześkowiak kiedyś śpiewał:

Bo nieważne, czyje co je,
Ważne to je, co je moje!

Była to pieśń o samolubstwie i braku poczucia wspólnoty, o patrzeniu tylko na czubek własnego nosa nawet wtedy, gdy przynosi to ewidentne szkody posiadaczowi tego nosa. Ale nie o tym chcę dziś napisać.

Często spotykam ludzi, którzy zapominają, „co jest ich”.

Zapominają, że dostali do osobistej dyspozycji pewną, niemałą liczbę minut do przeżycia (z czego jedną trzecią przyjdzie im przespać). I to od nich w największymi stopniu zależy, co z każdą z tych minut zrobią. Czy stracą je na bezmyślne gapienie się na pląsających po tanecznym parkiecie byłych bokserów? Albo na uprawę wirtualnych roślin i hodowanie wirtualnych zwierząt w swoim wirtualnym gospodarstwie? Czy może jednak zrobią coś pożytecznego dla siebie, dla rodziny, dla swojego miejsca na ziemi, a może nawet dla całej ziemi?

Zapominają, że wyznają pewien zestaw swoich własnych wartości, którymi powinni kierować się w działaniu. Że rezygnacja z tych zasad oznacza utratę tożsamości w imię kariery, której sztuczność będzie każdego dnia uwierała i bezczelnie łypała z lustra w łazience.

Zapominają, że powinni realizować swoje własne cele, bo to jest ich życie, a nie życie ich rodziców, dzieci czy partnerów. To przygnębiające obserwować rodziców, którzy realizują swoje marzenia o uprawianiu muzyki, zapędzając własne dzieci do wielogodzinnych ćwiczeń pod okiem wybitnego profesora specjalizującego się w technice wzruszania słuchaczy za pomocą struny G. Może najpierw sami by spróbowali? Każdą rzecz, którą warto robić, warto robić kiepsko tak długo, aż dojdzie się w niej do biegłości.

Zastanów się zatem, w ramach pracy domowej, czy to, co powinno być twoje, jest naprawdę twoje!

Powodzenia!

Ściskanie gołębia

Zarządzanie podwładnymi i ogólniej współpraca z ludźmi jest jak trzymanie w ręku gołębia.

Jeśli twój uchwyt jest zbyt słaby, gołąb wyrwie się na wolność i wszystko będziesz musiał zrobić sam.

Jeśli zaś ściśniesz zbyt mocno, możesz połamać gołębiowi skrzydła, albo nawet zadusić go na śmierć. I też zostaniesz sam na sam z robotą.

Znalezienie właściwej mocy uścisku wymaga doświadczenia i wprawy. Musisz zatem próbować. Kilka gołębi pewnie ci ucieknie, kilka odniesie lekkie kontuzje i w ten sposób poznasz optymalny kompromis pomiędzy rygorem a wolnością, pomiędzy niezbędnymi procedurami a kreatywnością w działaniu.

Jest jednakże pewien warunek wstępny w dziedzinie ściskania gołębia: musisz mieć dostatecznie silną rękę i nie bać się jej użyć, gdy ptak zaczyna zbyt mocno wierzgać. Kierownik, który boi się swoich podwładnych, jest postacią tragiczną, wyszczerbionym trybem w każdej organizacji.

Moje kolejne 5 minut

W październikowo-listopadowo-grudniowym numerze polskiego magazynu „Coaching” ukazał się artykuł Macieja Nikodemskiego przedstawiający metodę Getting Things Done (GTD) Davida Allena:

Coaching GTD

W artykule tym przytoczono dwie moje wypowiedzi dotyczące GTD. Oto pierwsza z nich:

Coaching GTD KW1

A to druga moja wypowiedź:

Coaching GTD KW2

Fajnie jest wyjść poza ramy swojego naturalnego środowiska przekazu, żeby dotrzeć do nowego grona potencjalnych bezstresowych realizatorów własnych zamierzeń.

Fajnie jest też być dostrzeżonym po wielu latach dzielenia się doświadczeniami i pomagania ludziom w ustawianiu ich życia na właściwych torach.