Dzieci nam się pogubiły. Ich rodzice w dużej mierze też, ale przynajmniej pamiętają, że kiedyś było inaczej.
Kiedyś w cenie był sukces, u którego podstaw leżała pasja, praca i wytrwałość. Oczywiście zdarzali się tacy, którzy jechali po bandzie i zwyciężali, ale wygrana odniesiona w ten sposób miała znacznie mniejszą wartość i nie dawała odpowiedniej satysfakcji.
A dziś liczy się myk. Nie pasja, nie praca i nie wytrwałość, tylko wiara w fart. Że po raz kolejny się uda. Że tych, którzy poświęcili swój czas na przygotowania, będzie można wyśmiać. A jak się nie uda, to wina szefa, nauczyciela, czy sędziego, którzy się uwzięli.
I liczą się jeszcze błyskotki. Ciuchy, wypasione bryczki, głupie dowcipy i bezkarna bezczelność. Tak, bezczelność to błyskotka, którą można zaimponować rówieśnikom.
Rośnie nam pokolenie ludzi, którzy święcie wierzą, że im się należy. I wcale nie uważają, że do swojego powodzenia powinni przyłożyć rękę. I – co najgorsze – to nie cynizm, tylko nieskażona jakąkolwiek refleksją, naiwna wiara w mannę z nieba.
Ale niestety z nieba pada tylko deszcz. Albo śnieg. I wtedy zaczynają płonąć przedmieścia wielkich miast…