Znowu mam okazję do ogólniejszych rozważań na kanwie moich ostatnich kontaktów z przedstawicielami służby zdrowia.
Do lekarza przychodzi pacjent uskarżający się na silne dolegliwości bólowe, które skutecznie zatruwają mu życie i uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Lekarz uważnie ogląda prześwietlenie organu podejrzanego o tę dywersję i mówi:
- Wersja pierwsza:
– Widzę na tym zdjęciu pewne wskazówki, że organ ten może być przyczyną bólu, jednak nie powinien być on aż tak silny. Zalecam intensywną rehabilitację.
– Ale ja już od trzech miesięcy usiłuję się rehabilitować, a ból tylko rośnie, zamiast się zmniejszać – nieśmiało oponuje pacjent.
– Powtarzam: nie widzę żadnych wskazań do interwencji chirurgicznej. Proszę się rehabilitować. - Wersja druga:
– Widzę na tym zdjęciu pewne wskazówki, że organ ten może być przyczyną bólu, jednak jego siły i uciążliwości nie jestem w stanie ocenić. Skoro pacjent twierdzi, że dolegliwość całkowicie niszczy jego komfort życia, nie pozostaje mi nic innego, jak spytać, czy decyduje się on na interwencję chirurgiczną, która, co prawda, nie gwarantuje sukcesu, ale z dużym prawdopodobieństwem daje nadzieję powrotu do zdrowia. Ja nie leczę zdjęcia – leczę pacjenta, który najlepiej wie, jak bardzo go boli.
A ty? Którą wersję terapii stosujesz w stosunku do swoich klientów?
- Czy jesteś bezwzględnym profesjonalistą, który, nie pytając klienta, na podstawie twardych faktów wie lepiej, jak dolegliwy jest problem i jak należy go leczyć?
- Czy też bierzesz pod uwagę indywidualne odczucia osaczonego przez ból człowieka, a twarde fakty pomagają ci jedynie wypracować optymalny sposób uzdrowienia sytuacji?