Jestem za równością i sprawiedliwym dostępem wszystkich obywateli do ich praw.
Nie przeczę, że tradycyjnie kobiety miały ten dostęp ograniczany i utrudniany. Tak jak Murzyni. I homoseksualiści. I wyznawcy innych wiar. I leworęcy. I… różni ludzie z najróżniejszych, przeważnie beznadziejnie głupich powodów.
Tak być nie powinno i z tym powinniśmy walczyć, ale… nie za pomocą narzędzi sprzecznych z wartościami, które wymieniłem w pierwszym zdaniu: równością i sprawiedliwością.
Nie może być tak, że na skutek arytmetycznej sztuczki do parlamentu i władz lokalnych dostaną się kobiety, które nie chciały, ale musiały, bo „trzeba było kogoś wstawić na listę”. To jest po prostu bez sensu. Parytet sam w sobie nie zagwarantuje nam mądrzejszych i sprawniejszych rządów. Dlatego uważam, że pomysł, choć szlachetny w swej intencji, jest niepraktyczny. I nie wątpię, że stoi w sprzeczności z Konstytucją RP.
PS. Podobno w Hiszpanii parytet dotyczy nie tylko sfery polityki, ale i gospodarki – firm, które zatrudniają więcej niż 250 pracowników. Czy ktoś z czytelników może to potwierdzić? Jeśli tak naprawdę jest, to nie dziwię się, że Hiszpania znalazła się na skraju bankructwa. Wystarczy, że sobie wyobrażę hutniczki, górniczki i drwalki w 50-procentowej ilości. Lub przedszkolanków (rodzaj męski od przedszkolanka) i nianiów. Wolne żarty, po prostu.
Niezależnie od przyjętych rozwiązań politycznych, życzę Wam, Drogie Panie, żeby nikt nie ograniczał Waszych praw i żebyście były zawsze otaczane należytym szacunkiem oraz, jeśli pozwolicie, uwielbieniem. Trzymajcie się ciepło i zdrowo!