Windsurfowałem przedwczoraj co nieco po Zalewie Zegrzyńskim. Było zadziwiająco ciepło i słabowietrznie jak na końcówkę września. Zauważyłem, że podobnie jak w innych dziedzinach ludzkiej aktywności, tak i w przypadku windsurfingu występują trzy kategorie postaw:
- Pesymiści przyjeżdżają nad Zalew, chmurnie spoglądają na słabo pofalowaną taflę wody, dochodzą do wniosku, że nie ma szansy na pozytywną zmianę, i wracają do domu.
- Optymiści stoją na brzegu albo przysiadają na ławkach nieopodal nadbrzeżnego baru i liczą na to, że zaraz „się rozwieje”. Czas płynie, słońce świeci, sprzęt czeka na gniew boga wiatru Eola. Cóż, może będzie wiało następnym razem.
- Realiści wskakują na swoje deski i, nie bacząc na chwile ciszy, polują na silniejsze porywy i szkwały. I to oni – jako jedyni – zaliczą kolejny udany dzień z kilkoma zapierającymi dech ślizgami po gładkiej toni.
Windsurfing (a także żeglarstwo) uczy nas jeszcze innej mądrości życiowej:
Nie masz władzy nad wiatrem, ale możesz odpowiednio ustawić żagiel.
Innymi słowy – w większości przypadków podjęcie rozsądnych działań (ustawienie żagla) pozwoli ci osiągnąć cel (dopłynąć do portu), bo wykorzystasz zarówno sprzyjające, jak i niesprzyjające okoliczności zewnętrzne (zmiany kierunku i siły wiatru).
TesTeq – Krzysztof Wysocki