Miesiąc: Czerwiec 2015

Łatwo kontra trudno

Łatwo być cool.
Trudno być miłym.

Łatwo coś mówić.
Trudno coś robić.

Łatwo błyszczeć ciekawostkami.
Trudno świecić mądrością.

Łatwo być modnym.
Trudno mieć styl.

Łatwo być kustoszem.
Trudno być twórcą.

Łatwo być cynicznym.
Trudno być romantycznym.

Łatwo widzieć świat zero-jedynkowo.
Trudno widzieć świat analogowo.

Łatwo podrasować swój głos w komputerze.
Trudno śpiewać tak jak Billie Holliday.

Łatwo rysować przy linijce.
Trudno rysować bez niej.

Łatwo się ekscytować.
Trudno się interesować.

Łatwo łamać zasady.
Trudno znać zasady (a potem decydować, kiedy warto je złamać).

Łatwo pisać smsy.
Trudno rozmawiać.

Łatwo mieć szerokie pasmo łącza internetowego.
Trudno mieć szerokie pasmo łącza emocjonalnego.

Łatwo powiedzieć: „Mam zaburzenia.”
Trudno powiedzieć: „To moja wina.”

Łatwo wpasować się.
Trudno być jak nikt inny.

Łatwo płynąć w strumieniu świadomości.
Trudno spędzać czas, dopracowując szczegóły.

Łatwo być anonimowym.
Trudno podpisać się pod czymś.

Łatwo być sprytnym.
Trudno okazać ludzką twarz.

Łatwo zmusić ludzi do myślenia.
Trudno zmusić ludzi do odczuwania.

Łatwo o tym mówić.
Trudno to zrobić.

Łatwo sporządzić listę.
Trudno żyć.

Wpis „Easy vs. hard” [sandpapersuit.com] przetłumaczyłem i opublikowałem za zgodą Autora – Matta Ruby’ego.

Holakracja

Brian J. Robertson, informatyk, który został menedżerem, postanowił zrewolucjonizować sposób zarządzania organizacjami. Wymyślił holakrację, czyli system operacyjny przedsiębiorstwa lub instytucji, w którym władza i podejmowanie decyzji zamiast być narzucane odgórnie, są podzielone według fraktalnej holarchii samozarządzających się grup. Firmy takie jak David Allen Company, Zappos czy Medium próbują wdrażać tę metodę i twierdzą, że przynosi ona wymierne korzyści.

Właśnie ukazał się podręcznik holakracji napisany przez jej twórcę. A oto fragment, który wyjaśnia, jak autor wpadł na pomysł mający na celu istotne usprawnienie działania każdej organizacji:

Po starcie wydawało się, że wszystko jest w porządku. Jednak niedługo potem zauważyłem, że na pulpicie miga jakaś lampka. Opatrzona była etykietą „NISKIE NAPIĘCIE”. Nie byłem pewien, co to oznacza – na kursie pilotażu nie omawiano zbyt dokładnie konstrukcji samolotu. Popukałem w lampkę, licząc, że zgaśnie, ale na próżno. Nie wiedząc, jak zareagować, zrobiłem to, co wydawało mi się najrozsądniejsze – sprawdziłem poprawność wszystkich pozostałych wskazań. Prędkość lotu i wysokość były w porządku. Kurs też. Poziom paliwa – odpowiedni. Wszystkie przyrządy meldowały mi, że nie mam się czym martwić. Zaakceptowałem więc ten konsensus i w efekcie pozwoliłem zadowolonym wskaźnikom „przegłosować” tę nieszczęsną lampkę niskiego napięcia. Zignorowałem ją. Nie mogła przecież oznaczać niczego ważnego, skoro wszystkie inne parametry były w porządku!

Okazało się, że była to bardzo zła decyzja. W jej efekcie kompletnie się pogubiłem, znalazłem się w środku burzy, bez świateł i łączności radiowej, lecąc „na oparach” i naruszając przestrzeń powietrzną międzynarodowego portu lotniczego. Cały ten katastrofalny bieg wydarzeń rozpoczął się, gdy pozwoliłem, żeby migające światełko zostało „przegłosowane”. A ono informowało mnie o problemie, o którym nie wiedział żaden inny przyrząd. Zatem, choć był to „głos mniejszości”, powinien być wysłuchany i wzięty pod uwagę. Zlekceważenie jego mądrości tylko dlatego, że inne źródła informacji nie dostrzegały zagrożenia, było krótkowzroczną decyzją, którą mogłem przypłacić życiem.

[Brian J. Robertson, „Holacracy: The New Management System for a Rapidly Changing World”, Kindle loc. 66]

Organizacja, tak jak samolot, jest wyposażona w czujniki. Nie lampki i wskaźniki, ale istoty ludzkie, które autonomicznie pełnią swoje role i obserwują rzeczywistość. Zbyt często krytyczna informacja odebrana przez taki sensor jest ignorowana. Ktoś dostrzega coś ważnego, ale nikt poza nim tego nie widzi i nie istnieją żadne kanały przetwarzania takiego sygnału w pozytywną zmianę sposobu działania. W pewnym sensie często „przegłosowujemy” takie lampki niskiego napięcia zainstalowane w naszych organizacjach.

[Brian J. Robertson „Holacracy: The New Management System for a Rapidly Changing World”, Kindle loc. 79]

Fałszywa solidarność plemienna

Okazuje się, że fałszywa solidarność plemienna nie jest zjawiskiem charakterystycznym tylko dla terenów rozciągających się w dorzeczu Wisły i Odry, od wybrzeża Bałtyku aż po szczyty Tatr. Świadczy o tym niedawny wpis Setha Godina pod tytułem „Kneejerks” [sethgodin.typepad.com].

Autor zauważa w nim, że główną osią sporów pomiędzy współczesnymi plemionami (partiami, środowiskami zawodowymi, grupami społecznymi) jest przynależność, a nie obiektywna racja:

  • „Nie jesteś jednym z nas, więc gadasz od rzeczy.”
  • „Ona jest z nami, więc ma rację, a ty tylko czepiasz się drobiazgów.”

„Nasi” otrzymują automatyczne rozgrzeszenie, a „obcy” – cios w nos bez ostrzeżenia.

Przykłady? Proszę bardzo:

  • partie polityczne, których jedynym programem jest wyeliminowanie konkurentów;
  • izby lekarskie, według których największym zagrożeniem dla służby zdrowia jest pacjent;
  • rady komornicze dbające o to, żeby nikt nie śmiał podważyć kompetencji i dobrego imienia ich członków;
  • rady dostojników religijnych zamiatające pod dywan niegodziwości, jakich dopuszczają się ludzie, którzy powinni pełnić rolę przewodników duchowych wspólnot;
  • piony, departamenty i oddziały walczące w organizacjach o wyrwanie dla siebie jak największej części tortu – nawet kosztem zmniejszenia tego tortu lub zniszczenia całej firmy.

Według Setha Godina prawdziwa zmiana na lepsze rozpoczyna się dopiero wówczas, kiedy wobec członka zespołu, który przekracza granice przyzwoitości, wódz plemienia potrafi otwarcie i stanowczo powiedzieć:

„Ludzie tacy jak my tak nie postępują.”

Całe otoczenie zaczyna wtedy dostrzegać, że chodzi o coś więcej niż tylko o obijanie przeciwnika w nadziei, że sędziowie doliczą każde uderzenie do wyniku walki. Bo przecież nie o walkę tu chodzi, ale zbudowanie czegoś nowego, dobrego, czegoś, co sprawi, że ludziom będzie się żyło lepiej i przyjemniej.

Co o tym sądzisz?