Czwartym dniem Czarnego Tygodnia jest… Kto zgadnie? Tak, czarnuchu, Czarny Czwartek! W Biznesie Bez Stresu często poruszam kwestie psychologii, stosunków międzyludzkich i sukcesu w życiu, zatem dziś zapraszam do skosztowania kiści cytatów z książki „Sprzedawczyk” Paula Beatty’ego związanych z tymi tematami:
Uśmiech zniknął mu z twarzy, po czym zaczął kiwać głową w ten żałosny sposób właściwy ludziom, których uważasz za gorszych od siebie, kiedy załapią, że uważasz ich za gorszych od siebie.
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 96]
Zawsze lubiłem rutynę. Mechaniczna powtarzalność zaklejania kopert przemawia do mnie, wydaje mi się jakąś fundamentalną afirmacją życia. Byłbym dobrym robotnikiem w jakiejś fabryce, magazynierem albo hollywoodzkim scenarzystą. Ilekroć w szkole musiałem nauczyć się czegoś na pamięć, na przykład układu okresowego pierwiastków, Ojciec przypominał mi, że kluczem do nudnych zadań jest myślenie nie o tym, co się robi, ale o znaczeniu tej czynności. Choć kiedy zapytałem go, czy z psychologicznego punktu widzenia niewolnictwo nie byłoby mniej szkodliwe, gdyby niewolnicy myśleli o nim jak o „ogrodnictwie”, dostałem w skórę tak, że nawet Kunta Kinte by się skrzywił.
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 129]
Czasem zazdroszczę Sorgowi tej jego obojętności, udawanej czy nie. On – w przeciwieństwie do Ameryki – przewrócił stronę. Problem z historią jest właśnie taki – lubimy myśleć o niej jako o księdze. Że wystarczy przewrócić stronę i iść, kurwa, dalej. Ale historia to nie papier, na którym ją wydrukowano. To pamięć, a pamięć to czas, emocje, pieśń. Historia to rzeczy, które w tobie zostają.
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 137]
Kiedy jest mi smutno, to płaczę. Jeśli wesoło, to się śmieję. A co robię, kiedy jestem urażony? Wyraźnie i kategorycznie oświadczam, że czuję się urażony, po czym prycham i odwracam się na pięcie, żeby móc napisać list do burmistrza?
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 155]
Tak czy owak, przypuszczam, że ta czarna ćma miała taką samą minę jak Sorgo, usłużne oblicze właściwe wszystkim czarnym członkom Lepidoptera i Hominidae. Ta niezależna od ciebie chęć usłużenia, ujawniająca się, ilekroć ktoś podchodzi do ciebie w sklepie i pyta: „Czy pan tu pracuje?”. Wyraz twarzy, którego w pracy nie masz tylko w kiblu, mina, z jaką patrzysz na białego, który mija cię i protekcjonalnie klepie po ramieniu ze słowami: „Dobra robota, tak trzymaj”. Mina, z jaką nieszczerze przyznajesz, że awans istotnie przypadł lepszemu, choć w głębi duszy i on, i ty wiecie, że to ty jesteś lepszy, a tak w ogóle to najlepsza jest ta laska z drugiego piętra.
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 157]
Wielu ludzi twierdzi, że najlepsze pomysły przychodzą im do głowy w wodzie. Pod prysznicem. W czasie kąpieli w basenie. W oczekiwaniu na falę. To coś związanego z jonami ujemnymi, szumem białym i odizolowaniem.
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 200]
Bez względu na to, jakie się ma dochody, wciąż sprawdza się stare powiedzenie, że w pracy trzeba być dwa razy lepszym od białego, w połowie tak dobrym jak Chińczyk i czterokrotnie lepszym od ostatniego Murzyna, którego szef zatrudnił.
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 213]
Była to relacja korzystna dla obu stron. Z Polota żaden gansta, ale dzięki Steviemu uwiarygodnił się na raperskiej scenie, dla Steviego zaś sukces Polota stanowił dowód, że wszystko jest w życiu możliwe, jeśli tylko ma się po swojej stronie odpowiednich białych.
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 215]
Foy spojrzał na mnie tym samym smutnym wzrokiem, którym misjonarze musieli patrzeć na bezbożników z dżungli. Spojrzeniem mówiącym: Nie szkodzi, że jesteście za głupi, żeby pojąć miłość Bożą. On kocha was mimo wszystko, tylko oddajcie nam kobiety, długodystansowców i surowce naturalne.
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 255]
Musisz sobie zadać dwa pytania. Kim jestem? I jak mogę stać się sobą?
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 287]
Mówią, że kiedy Tiger Woods był dzieckiem, w trakcie weekendowych treningów ojciec starał się go idiotycznie rozpraszać – syn próbował wbić piłkę do dołka z odległości dwóch metrów, a stary wkładał rękę do kieszeni i brzęczał drobnymi. W efekcie wyszedł matołek, który jednak rzadko kiedy tracił koncentrację.
[Paul Beatty, „Sprzedawczyk”, s. 294-295]
W efekcie wyszedł matołek, który jednak rzadko kiedy tracił koncentrację.
Na szczęście to nie jedyna droga.
Vide Roger Federer.
A że co? Że Roger biał(aw)y jest?
Przynajmniej ma matkę z South Africa.
Białą… Choć czy „tak całkiem”?
PolubieniePolubienie
@basia: Nie wiemy, czy ojciec Federera też nie stawał przy korcie pobrzękując w kieszeni drobnymi. ;-)
PolubieniePolubienie
Znawcy piszą, że rodzice RF formowali geniusia zaskakująco rozsądnie i wielostronnie.
Ale to może mity… – by się Osobowość (jeszcze) lepiej sprzedawała… ;roll;
PolubieniePolubienie
@basia: Lubię osobowości, które nie zrzucają winy za swoje niedokładne zagrania na cały świat.
PolubieniePolubienie