Racja czy kolacja?

kuchniaKażdy chce mieć rację. Dlatego nie każdy ma na kolację. Bo tylko wtedy, gdy ograniczysz swój apetyt na dowodzenie swoich racji, staniesz się skuteczny w tym, co robisz. Marshall Goldsmith, jeden z najlepszych coachów biznesowych na świecie, ujął to tak:

Naszą misją w życiu powinno być wywieranie pozytywnego wpływu na rzeczywistość, a nie udowadnianie, jacy jesteśmy inteligentni lub jak bardzo mamy rację.

Wydawać by się mogło, że polityka to dziedzina, w której najważniejszym zadaniem jest „wywieranie pozytywnego wpływu na rzeczywistość”. Tymczasem w walce o władzę skuteczniejsze okazuje się publiczne epatowanie własnymi racjami i dyskredytowanie racji konkurentów.

W mediach możemy codziennie obserwować zjawisko publicznego „zapraszania się” polityków i działaczy społecznych na debaty, a następnie stawiania warunków wstępnych i wzajemnego piętnowania się, gdy debata nie dochodzi do skutku. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ nie chodzi o załatwienie czegokolwiek pożytecznego, ale o poniesienie porażki. Przegrane racje zyskują sympatię, a ich nosiciele status wojowników dobrej sprawy.

Podobne zjawisko występuje, o dziwo, także w biznesie. Są przedsiębiorcy, którzy zawsze „mają rację”, a swoje niepowodzenia tłumaczą wyłącznie głupotą klientów. Niektórzy z nich posuwają się nawet do ostentacyjnego demonstrowania tego faktu przyszłym nabywcom i wytykania im niekompetencji. Sam to widziałem, więc wiem, co mówię.

Również wielu pracowników zawsze „ma rację”. Uważają, że to szef powinien ich słuchać. Szukają dziury w całym, krytykują każdą decyzję, piszą elaboraty, a nawet publikują alternatywne, „słuszne” strategie rozwoju swojego działu lub całej firmy. Co w ten sposób osiągają? Nic! Tracą tylko okazję do „wywarcia pozytywnego wpływu na rzeczywistość”. Sfrustrowani osiedlają się na poboczu drogi do sukcesu i patrzą na świat z miną niedocenionego męczennika. I w tym przypadku wiem doskonale, co mówię. Z własnego doświadczenia. ;-)

Rzadko, naprawdę bardzo rzadko spotykamy się z sytuacjami tak ekstremalnymi, że racja jest najważniejsza. Najczęściej istnieje rozsądne pole do dogadania się i uzgodnienia wspólnego sposobu rozwiązania problemów. Powstrzymując się od dyskredytowania i publicznego zawstydzania partnera, możemy się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy – na przykład poznać okoliczności i czynniki, których nasza racja nie uwzględnia.

Dlatego warto rozmawiać. Warto słuchać i wspólnie wypracowywać zmiany, które pozytywnie wpłyną na rzeczywistość. Niezależnie od tego, kto na początku miał rację, a kto nie.

Lepiej wspólnie zjeść kolację,
Niż samotnie żuć swą rację!

8 myśli w temacie “Racja czy kolacja?

  1. Daaaaaaaaaaawno temu Sted opisując swoje rozmowy z Witkiem wyraził życzenie:
    ” Witek, Ty masz rację. Ale lepiej byłoby, gdybyś miał restaurację. Wtedy byśmy siedli, przekąsili, wypili…”
    I dalej snuł smaczną wizję dobrej zamiany racji na restaurację.
    Cytat nie jest dosłowny, ale duch ten sam.

    Polubienie

  2. Tak trafny post, że aż trudno skomentować ale spróbuję. :)

    Potrzeba udowodnienia swojej racji to coś, co można przepracować z psychologiem, terapeutą lub samodzielnie. To nasza wewnętrzna potrzeba emocjonalnego poczucia zadowolenia z własnej słuszności.

    Ale robiąc cokolwiek, inwestujemy nasz czas i wysiłek. Nasze najcenniejsze aktywa możemy albo włożyć w zdobycie chwilowego poczucia lepszości, albo przeznaczyć na inne pozytywne cele.

    Wystarczy zadać sobie pytanie – czy to jest najlepszy sposób, w jaki chcę bezpowrotnie zużyć mój czas?

    Polubienie

  3. @Adam314: Dziękuję za tak pozytywną ocenę. Zgadzam się, że wystarczy sobie zadać pytanie, jednak w praktyce widać, że nie jest to wcale takie proste!

    Polubienie

  4. O solistach (naukowcach, artystach) wspomniałem już w moim poście na tt, jednak w grach zespołowych otwartym pozostaje pytanie – jak skutecznie przekonywać do swoich racji? Bo inaczej w jaki sposób mamy „wywierać pozytywny wpływ na rzeczywistość”? Wydaje się, że największą przeszkodą jest dogmat o nieomylności (własnej). Nie trzeba się posuwać do ekstremum: „wiem, że nic nie wiem”, ale „myślę, więc wątpię” jest dobrym kierunkiem. Sam praktykuję czasem zamianę ról: mojego adwersarza proszę o obronę moich racji, a sam staję po drugiej stronie. Jeżeli obie strony wczują się w swoje nowe role – do poRozumienia można dojść dużo szybciej niż byśmy się spodziewali.

    Polubienie

  5. @Krzysiek: Może nie wyraziłem tego przejrzyście, ale w gruncie rzeczy ten wpis jest o sytuacji, w której do rozmowy nie dochodzi. Obie strony „publikują” swoje racje, żeby je pokazać i przy nich pozostać, a nie po to, żeby zmieniać świat. Bo gdy dochodzi do porozumienia, to obie strony muszą się podzielić odpowiedzialnością za jego realizację.

    Polubienie

  6. Cyli to niedobrze zawse mieć racje? No to bidny jest kozdy klient, ftóry – jak wiadomo – jest właśnie tym, ftóry jom mo :)

    Polubienie

  7. @owcarek podhalański: Racja jest jak niesforna część ciała. Warto ją mieć imponującą, ale nie po to, żeby się z nią obnosić. ;-)

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.