Plan Be

planbeDobry plan B to katastrofa. To samospełniająca się zapowiedź porażki planu A. Im masz lepszy plan B, tym pewniejsza będzie twoja klęska podczas realizacji planu A. Jestem przeciwnikiem planów B i tym stwierdzeniem rzucam wyzwanie Michałowi Szafrańskiemu.

W swoim wspaniałym podcaście „WNOP 090: Jak przygotować plan roczny, czyli jak określić cele i znaleźć czas na ich realizację” Michał zaleca słuchaczom tworzenie planów B (czyli planów awaryjnych) dla projektów, które zamierzają zrealizować. Oddajmy na chwilę głos Michałowi:

W tym czasie tworzę również plany awaryjne, czyli zastanawiam się, co zrobię, jeśli te kluczowe cele lub projekty nie będą realizowane zgodnie z założeniami, czyli jak coś pójdzie nie tak. Wrócę do przykładu książki. Pierwotnie planowałem, że jej przedsprzedaż ruszy 1 czerwca, czyli w Dzień Dziecka. I nawet wymyśliłem, jak to powinno wyglądać, jak to obuduję takim komunikatem marketingowym, a premiera samej książki miała nastąpić na początku lipca. I zakładałem, że do końca sierpnia będzie okres promocji książki, w trakcie „sezonu ogórkowego” w mediach, więc liczyłem na to, że media zainteresują się tym tematem itd. Ale realizując na bieżąco projekt, widziałem, że nie jestem w stanie rozpocząć przedsprzedaży 1 czerwca, gdyż nie będę miał na 1 lipca gotowej książki. W związku z tym musiałem zmodyfikować swoje plany. Od początku w zasadzie zakładałem, że jest plan A, typu 1 czerwca, i plan B, czyli jeżeli się nie uda, to przedsprzedaż rozpocznę miesiąc później, a książka ukaże się z ponad miesięcznym opóźnieniem. I musiałem ten plan B zrealizować.

Na czym zatem – moim zdaniem – polega problem z dobrym planem B?

Na tym, że kusi!

Nawet jeśli sobie tego nie uświadamiasz, dobry plan B bez ustanku kojąco szepcze do twojego ucha: „Nie martw się. Jestem tu. Nic się nie stanie, jeśli plan A nie wypali. Masz mnie – super plan B. Jestem równie wspaniały, a może nawet lepszy. Nie napinaj się tak. Odpocznij sobie. Wszystko będzie dobrze.”

Dobry plan B potrafi zdemotywować nawet najbardziej zdeterminowanego człowieka czynu. To opium, którym sam sobie zatruwasz umysł.

W mojej książce „Teraz! Jak już dziś zmienić jutro?” zaprezentowałem inne podejście do tego zagadnienia: „bramę ewakuacyjną”, którą zdefiniowałem w następujący sposób:

„Brama ewakuacyjna” nie jest alternatywnym scenariuszem osiągnięcia zamierzonego celu. Nie jest żadnym scenariuszem. Jest zwięzłą odpowiedzią na pytanie: co zrobisz, gdy podczas realizacji przedsięwzięcia nastąpi katastrofa lub totalne niepowodzenie? W jaki sposób zapewnisz sobie uratowanie własnej skóry?

Przesunięcie terminu publikacji książki, ograniczenie jej zawartości czy zmniejszenie zakresu projektu nie jest dla mnie żadnym planem B, tylko standardowym zderzeniem planu A z rzeczywistością. Planuję po to, żeby osiągnąć jakiś cel, realizuję kolejne etapy przedsięwzięcia po to, żeby osiągnąć ten cel, ale również zmieniam swój plan po to, żeby osiągnąć ten cel. Nie kombinuję zawczasu, co zrobię, jeśli to czy tamto, ponieważ nie jestem w stanie przewidzieć wszystkich przeszkód. Ufam sobie i wiem, że większość z nich pokonam lub ominę, a jeśli nie, to mam „bramę ewakuacyjną”.

Posiadanie tylko jednej wersji planu pozwala mi wznosić się na najwyższy poziom motywacji i skupienia na celu, zaś „brama ewakuacyjna” gwarantuje, że w razie czego będę się miał jak wygrzebać spod sterty gruzów.

W moim przypadku takie podejście świetnie się sprawdza, więc i ty spróbuj, jeśli gdybanie na temat przyszłości przytłacza cię i utrudnia sprawne osiąganie celów.

20 myśli w temacie “Plan Be

  1. Ładna nazwa „brama ewakuacyjna”. Na autostradach są drzwi ucieczkowe. Ca about to samo.
    Też się nie zgadzam z @szaffi’m że plan B ma sens. Tylko w filmach, żeby pokazać jaki to przewidujący był główny bohater, który przewidział nieprzewidywalne, ale dobrze wychodzące na ekranie.
    Jest jeden cel, do którego dążysz. Po drodze musisz modyfikować drogę dojścia, bo zachodzą rzeczy, które „nie miały prawa się wydarzyć”. Ale to jest tylko realizacja zasady sprzężenia zwrotnego, zwanego teraz „feedback’iem”. Ważne jest, żeby nie przegapić odpowiedzi układu, bo wtedy brama ewakuacyjna zaczyna być niebezpiecznie blisko.
    Przewidywanie każdej reakcji na wszelkie mogące się przytrafić przeciwności losu jest jałowe, bo nie ruszysz z miejsca – zawsze mogą być kolejne modyfikacje przeszkody.
    W trakcie realizacji dojścia do celu ważniejsze jest zastanowienie się co będzie następnym krokiem po osiągnięciu celu.
    Żeby nie znaleźć się w położeniu Dustina Hoffmana – te oczy patrzące z rosnącym przerażeniem – co teraz???

    Polubienie

  2. Cóz… między maniem a niemaniem planu B istnieje rozwiązanie pośrednie: plan Ą :)

    Polubienie

  3. Dlatego należy usunąć łodzie ratunkowe ze statków i nie opracowywać planów ewakuacji ani nie przeprowadzać treningów. Przecież opracowanie planu B kusi kapitana, aby rozbić się na rafach za każdym razem, jak wpływa do portu. Dobrze oznakowana furtka, przez którą można wyskoczyć za burtę podczas katastrofy, stanowi przecież bramę ewakuacyjną.

    A poza tym niedobrze jest mieszać ludziom w głowach, zamieniając znaczenia słów: „opcja”, „scenariusz”, „cel”, „procedura”, „(najbliższe)działanie”. Zastąpienie ich wytrychem „plan” spowoduje tylko zbędne dyskusje.

    Polubienie

  4. Wszystkich, którzy są fanami planów B, pytam:

    „Czy na wypadek gdyby Twoja żona odeszła lub zginęła, masz też kochankę na boku?”

    Wszystkich, którzy planują bez zakładania możliwości porażki, pytam:

    „Po co trzymasz gaśnicę w samochodzie?”

    Żadne ekstremum nie jest dobre. Trzeba zabezpieczyć się przed możliwymi i w miarę prawdopodobnymi niepowodzeniami, ale nie można z zabezpieczeń czynić zasadniczej części planu.

    Polubienie

  5. @Orginal_Replica: Było tak: szefowałem projektowi optymalizacji (przyspieszenia) działania głównego systemu transakcyjnego dużego banku. Specyfikacje, testy uzgodnione z departamentami, testy wykonane z pełnym sukcesem, wdrożenie i… system wysłał każdy przelew międzybankowy DWA razy. Już widzę tego mądrego, który opracowałby plan B uwzględniający taki przypadek. W planie A – jedynym istniejącym – sprawa została postawiona jasno: siedzimy i sprawdzamy, czy wszystko poszło dobrze, jeśli nie, bierzemy młotki i naprawiamy. Do rana pracownicy departamentów obdzwaniali inne banki wyjaśniając, co zaszło. Setki milionów dolarów wróciły na swoje miejsce. Oprogramowanie zostało załatane, działało szybko, a wszyscy żyli długo i szczęśliwie… ;-)

    Polubienie

  6. @Marcunio: Łodzie ratunkowe i plan ewakuacji są właśnie tą moją „bramą ewakuacyjną” – wykorzystujemy je, gdy statek tonie i nie ma szans, żeby udało nam się zrealizować plan A, czyli dopłynąć do portu docelowego. A póki płyniemy, staramy się nie rozbić na rafach.

    Polubienie

  7. @Adam: W kwestii gaśnicy odpowiem, że wożę ją, bo takie są przepisy.
    W medialnych relacjach o spalonych samochodach zawsze słyszę, że kierowca próbował gasić sam, potem pomagali mu inni kierowcy, ale wrak ugasiła dopiero straż pożarna.
    Jednak jeśli nawet taka gaśnica byłaby skuteczna, to jest raczej bramą ewakuacyjną, a nie planem B. Nie wyobrażam sobie namówienia żony lub kochanki, żeby wsiadła do nadpalonego samochodu, żeby kontynuować podróż… ;-)

    Polubienie

  8. Co do łodzi, to ponoć wikingowie, dobijając do brzegu, palili swoje łodzie, aby nikogo nie kusiła dezercja.

    Polubienie

  9. @TestTeq
    Co do gaśnicy, czy to co piszesz o gaśnicach to nie jest właśnie przykład survivor bias? Bo w mediach raczej nie znajdziesz informacji o przypadkach gdy ta gaśnica zadziałała :)

    Polubienie

  10. @Orginal_Replica: Dustin Hoffman jest urodziwy specyficznie. Ale trzeba przyznać, że bohater filmu „Absolwent” wpadł w niezłe sidła zastawione przez zepsutych dorosłych…

    Polubienie

  11. @netmaniac: Zgadzam się. Media nie relacjonują przypadków ugaszenia gaśnicami małych pożarów pojazdów.
    Z drugiej strony mają też rację strażacy, którzy „nie ukrywają, że standardowa, kilogramowa gaśnica nie zawsze zda egzamin.” Do tego dochodzi brak wprawy w jej stosowaniu.
    Tak czy inaczej gaśnica jest dla mnie może nie „bramą”, ale „furtką ewakuacyjną”. W żadnym przypadku nie stanowi planu B, ponieważ nie służy osiągnięciu celu podróży, ale ratowaniu życia i dobytku.

    Polubienie

  12. W gruncie rzeczy bardzo cenna i trafna uwaga. Faktycznie Hollywood nas nauczyło mieć plan Be i do tego pokazują, że zawsze się przydaje! Jakby planowanie główne zawsze było do bani. W życiu zawodowym zostawiamy sobie coś w rodzaju drogi ewakuacyjnej, ale tylko jako czasowy wytrych, aby otrzymać więcej czasu na wdrożenie tego co planowaliśmy.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.